Mój cień
Data: 17.05.2024,
Autor: asiaA
Jest jak cień.
Trudno ją ominąć, zostawić w tyle, czy wyprzedzić. Trudno przestać rozglądać się na boki w poszukiwaniu śladów jej obecności. Jeszcze trudniej pozbyć się wrażenia, że mam ją w kieszeniach marynarki, na mankietach, kołnierzyku. Że słyszę jej głos. Całe kilometry zdań, które znam na pamięć, wżerają się w umysł, jak najlepszy środek odkażający na cholerny brud tego świata. Nikt tak jak ona nie potrafi zeskrobywać monotonii, gorszych chwil i niepowodzeń; przepłukiwać ich trochę naiwnym, ale zaraźliwym entuzjazmem. Tak odświeżony, z głupim uśmiechem na twarzy, mam ochotę próbować, mam ochotę chcieć.
Nie oszalałem, prawda?
Dziś widziałem jej buty w przedpokoju. Widziałem, jak beztrosko macha nogami, siedząc na blacie biurka. Wczoraj skulona na tym starym stołeczku w kuchni z jeszcze starszym, lekko wyszczerbiony kubkiem, śpiewała tę popularną radiową piosenkę. Paradowała w mojej ulubionej szarej koszuli po cichym domu, rozrzucając we wszystkie kąty swoje głośne, zgryźliwe komentarze. W pedantycznym wnętrzu zrobił się bałagan od jej słów, ale o dziwo ten bałagan mi nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie, mógłbym w nim utonąć.
Widzę ją nieustannie, jak śmieje się w twarz tym, którym ja nie potrafię spojrzeć w oczy bez obaw. Jak chodząc niewinnie na paluszkach, depcze wszystko, co ciągnie mnie w dół. Jest tak wiotka i delikatna, a mimo to po jej objęciach zostaje pewność, że stoi za mną murem.
Nie oszalałem. Chyba.
Najgorsze jednak są noce, niemal czarne ...
... od obsesji. Gdzieś zgubiłem swój spokój i opanowanie. Coraz ciężej zdecydować się, co lubię najbardziej: zapach benzyny, zabawę zapałkami, czy igranie z ogniem.
Wystarczy, że zmrużę oczy, a moje niezdarne dłonie, raz za razem giną w pomiętym materiale sukienki. Jej delikatna skóra pod palcami, miękki, ostro zakończony kształt biustu i uda, które rozsuwają się z beztroską i chciwością, która niemal mnie onieśmiela - to wszystko i jeszcze więcej składa się na kadry idealne do kolekcjonowania z gorliwością, jakiej próżno szukać u kogoś innego.
Chwytam szczelnie moment, kiedy do mnie przylega, połykam jej nierówne oddechy, przerywane ogromem magii, ukrytej pod krótkim zaklęciem "Jeszcze".
Staram się przemycić do świadomości moment, w którym moje usta wczepione w nią, obiegają kuszące krzywizny bez potrzeby ponagleń i pozwolenia. Chcę jej więcej i więcej, najbardziej wtedy, kiedy próbuje mi się wymknąć. Kiedy wije się pode mną, wygięta w idealny łuk z rozrzuconymi bezwładnie rękoma. Wsuwam się w nią, zatrzymuje i wysuwam. Pewnie, intensywnie, samolubnie. Mój tupet to jedyna możliwość, żeby do cna wykorzystać wszystkie rozkoszne chwile.
Czasem czuję się kłamcą. Na przykład wtedy, kiedy delikatnie gładzę jej zaróżowiony policzek, ale ten dotyk jest oszustwem, bo sekundę później zamienia się w zaborczy uścisk palców, w mocne szarpnięcie włosów, w nieszczere "wystarczy" skierowane do jej warg, które zręcznie obejmują całą tę twardość, której zresztą są przyczyną.
Nie ...