Zapach
Data: 25.01.2020,
Autor: AlexAthame
... receptury z jarzynami. W czasie dzisiejszego obiadu nie zabrakło dobrego czerwonego wina z naszej winnicy.
Moje myśli uciekły do niej. Czyżby pragnienie mojej matki miało się spełnić?
— Czy zamierzasz jechać po obiedzie do miasta, synu?
— Jeżeli nie masz nic przeciw, matko.
— Masz 35 lat, nie jesteś już dzieckiem. Nie musisz czekać na moją zgodę, kochanie.
— Dziękuję, donna Rosa — odrzekłem.
Uśmiechnęła się nieznacznie. Wstałem od stołu. Złożyłem pocałunek na jej wciąż jędrnym policzku i zebrałem talerze i sztućce.
— Dominika by to zrobiła...
— Ma i tak sporo pracy.
Posłała mi pytające spojrzenie. Moje oczy odpowiedziały za moje usta. Lubiłem Dominikę, ale nie ona zamieszkała w moim sercu.
Wszedłem do kuchni.
— Ależ, senior Luigi, to moja praca!
Postawiłem zastawe obok zlewu. Uśmiechnąłem się i delikatnie pocałowałem zaskoczoną dziewczynę w policzek.
— Było doskonałe.
Zamrugała długimi rzęsami i jej jasno brązowy policzek okrył rumieniec.
— Dziekuję, senior Luigi.
Uśmiechnąłem się krótko. Ile jej czasu zajęło aby przestała tytułować mnie senior Maletto.
— Pozdrów Marco, bierzecie ślub w przyszłym roku na wiosnę?
Znowu oblała się różą.
— Sądzę, że nie zmieni zdania.
— Gdyby to zrobił, znajdę go i porachuję mu kości.
Spojrzała na mnie lekko wystraszona.
— Och nie. Marko to uczciwy człowiek.
— Czym wolicie jechać, Bentleyem czy moim Ferrari?
— Och, senior Luigi!
Podbiegła i pocałowała mnie w ...
... policzek.
— Co by Marko powiedział gdyby nas zobaczył?
Spłonęła cała i wzrok utkwiła w marmurowej podłodze.
— Przepraszam — wyszeptała.
— Dominiko, jesteś urocza. Nigdy nie przepraszaj za odruch serca.
Spojrzała na mnie odważnie.
— Jesteś dobrym człowiekiem, Luigi. Modlę się byś dostał księżniczkę.
To chyba pierwszy raz jej się przydarzyło, że odezwała się do mnie po imieniu. Musiałem szybko powstrzymać ją od nowych przeprosin.
— Tak trzymaj. Po prostu Luigi. Od dzisiaj, dobrze? Muszę lecieć. Dobrego wieczoru.
Wpadłem do łazienki. Przepłukałem usta i prawie zbiegłem na dół.
Moja Madena dumnie lśniła w lipcowym słońcu. Metaliczny kolor dojrzałej wiśni pięknie kontrastował z soczystą zielenią winnicy i błękitem morza, które widać było prawie na horyzoncie.
Zapaliłem silnik lecz zanim wrzuciłem jedynkę ogarnęły mnie nostalgiczne wspomnienia.
Zobaczyłem ją pierwszy raz, prawie trzy miesiące temu. Właśnie skończyłem pracę w biurze z jednej z naszych fabryk. Szedłem w kierunku samochodu. Ile mogła mieć lat? Dwadzieścia, dwadzieścia dwa? Maj zaczął się ciepło, lecz nie upalnie, przecież. Jechała na niebieskim rowerze. Na kierownicy umieszczono wiklinowy kosz, w którym spoczywała torba. Miała na sobie jasną, prawie białą sukienkę. Ruch powietrza łagodnie unosił poły ubioru i odsłaniał kolana. Czarne włosy falowały. Uśmiech królował na jej cudnym licu. Dostrzegłem wąską kibić i strzeliste, chociaż niezbyt duże piersi.
Ten obraz pozostał gdzieś w zakamarkach ...