1. Wszystkich Świętych cz. III


    Data: 13.08.2019, Autor: Historyczka

    Doskonale pamięta, że to był najpiękniejszy dzień w jej życiu. Wydaje jej się, że pamięta każdą minutę tej nocy. Pamięta zaborczość rozochoconego młodzieńca. Jego drżące mięśnie, zapach jego ciała…
    
    Zdaje jej się, jakby to było wczoraj. Pamięta jak czuła go w sobie. Był jednocześnie delikatny i drapieżny… Działał jak w amoku. Motocyklista, który zwykle dosiadał stalowego rumaka, teraz dosiadał ją. Ujeżdżał. O tak! Ujeżdżał to adekwatne słowo! Chłopak który z pasją pruł szosami, teraz tę pasję władowywał w nią. I pruł.
    
    Jęki i krzyki nauczycielki wypełniły stodołę po dach. Konkurowały z piekielnymi odgłosami burzy.
    
    Pamięta jak pomyślała wówczas: „Grzmoty biją za ścianą, a tu on mnie grzmoci…”
    
    Bo trudno znaleźć dostatecznie dobrane słowo by oddać zaangażowanie chłopca, z jakim napierał na cipkę Marty.
    
    Pamięta kolejne skojarzenie. „Stodoła, młocka. Tak… młóci mnie! Młóci mnie jak wariat! Bez chwili wytchnienia!”
    
    Pamięta swoje wrażenie, że wydawało jej się, jakby miał ją przerżnąć na wylot… Nigdy wcześniej, ani nigdy później, nie przeżyła czegoś podobnego…
    
    Jednak po tym co zaszło, już nigdy z nim się nie spotkała. Dobitnie dała mu do zrozumienia, że jej praca pedagoga wyklucza romansowanie z uczniem. Łukasz był jak obłąkany. Groził, że się zabije. Dlaczego ona to zbagatelizowała?! Jak mogła, skoro znała jego upór i wrażliwość. Powinna przewidzieć konsekwencje jego urażonych ambicji! Stało się. Nie miał szans w czołowym zderzeniu z tirem.
    
    Nawet jakby nie ...
    ... miała za złe dwóm starszym kamratów Łukasza, którzy na motorach zajechali jej drogę, gdy wracała ze szkoły do domu. Zaciągnęli ją w krzaki i tam obaj brutalnie zgwałcili, nie zostawiając złudzeń, że to zemsta za śmierć kompana. Nawet specjalnie się nie broniła. Wydawało jej się wręcz, że to dłonie Łukasza w rękawicach motocyklisty zadzierają jej spódnicę. Że to wręcz, jakby Łukasz wchodzi w nią i ją wypełnia. Że zielsko, na którym ją biorą, pachnie jak siano wtedy w stodole.
    
    Byli bezpardonowi, bo chcieli tacy być. Bezlitośnie ugniatali jej piersi. Wchodzili w nią tak, żeby ich pchnięcia sprawiały Marcie ból. Ale nie sprawiały. Wydawało jej się, że teraz sama oddaje się Łukaszowi. Jakby starała się coś zrekompensować. Kiedy siekli jej pośladki sążnistymi klapsami i syczeli:
    
    - Wiesz suko, że zachowałaś się, jak ostatnia dziwka!
    
    Wyszeptała:
    
    - Wiem… gorzej niż ostatnia dziwka…
    
    Teraz płakała, drżącymi dłońmi zapalając znicz.
    
    Wspomnienia odurzyły ją. Szła przed siebie, niewiadomo gdzie, jak w malignie. Jakby traciła kontakt z rzeczywistością, jakby rzeczywistość mieszała się z przeszłością.
    
    Wtem dostrzegła przed sobą dwie postacie. Niższą, nieco korpulentną i wyższą, szczupłą.
    
    - O matko! Wincenty i Łukasz!
    
    Postąpiła ku nim kilka kroków, a oni zbliżali się do niej.
    
    - Wiem! Wiem, że źle zrobiłam! To straszne! Zachowałam się wobec was podle i teraz wy macie pełne prawo tak samo zachować się wobec mnie.
    
    Postacie milczały.
    
    - Możecie zrobić ze mną, na co ...
«12»