1. Niewidzialne pieszczoty


    Data: 26.08.2022, Kategorie: Fetysz Autor: orfeusz

    Przyzwyczajona do tłoku na tej trasie, kupiłam na wszelki wypadek bilet pierwszej klasy. Byłam więc zdumiona, wsiadając do prawie pustego wagonu. Jechałam na granicę powitać siostrę właśnie dziś wracającą do kraju.
    
    Zajęłam miejsce w pustym przedziale, przy oknie. Z ogromną ulgą uwolniłam zmęczone nogi od botków i wyciągnęłam jena przeciwległym fotelu. Nie byłam śpiąca, ale kilkugodzinna bieganina po mieście przed wyjazdem dała mi się we znaki i teraz z prawdziwą rozkoszą relaksowałam się z przymkniętymi oczami...
    
    Pociąg zatrzymał się na kolejnej stacji. Peron był prawie pusty. Kilka osób rozpierzchło się wzdłuż pociągu, wsiadając w pośpiechu. Za chwilę drzwi przedziału otworzył jakiś mężczyzna.
    
    - Dobry wieczór! - powiedział, zdejmując kapelusz. Czy pozwoli pani zająć jedno miejsce?
    
    Natychmiast uświadomiłam sobie, że w prawie pustym wagonie raczej zaskakujące jest zajmowanie miejsca w przedziale, w którym już ktoś siedzi. Błyskawicznie przebiegłam w myśli wszystkie intencje intruza. Złodziej? Zboczeniec? Podrywacz? A może po prostu nie lubi się nudzić samotną podróżą? Ogólnie robił jednak miłe wrażenie.
    
    Gdy zdejmował płaszcz, owinął mnie zapach dobrej wody. Znałam ten zapach, kojarzył mi się z przyjemnymi wspomnieniami. Widząc, że nieznajomy zamierza usiąść naprzeciw mnie, podsunęłam się nieco, chcąc zdjąć nogi wyciągnięte na fotelu.
    
    - O, nie! Niech pani sobie nie przeszkadza!
    
    - zaprotestował, kładąc delikatnie dłoń na moich stopach. Proszę ułożyć się ...
    ... tak, aby było pani wygodnie.
    
    Ponieważ zajął się porządkowaniem jakichś papierów w swojej aktówce, miałam okazję dokładniej mu się przyjrzeć. Dotychczas zauważyłam tylko tyle, że jest wysoki, że nosi elegancki, dobrze skrojony płaszcz. Teraz zaczęłam go taksować metodycznie, zaczynając od głowy. Włosy, przyprószone siwizną, były starannie przystrzyżone, mocno faliste. Twarz o mocnym podbródku, pociągła, wygolona. Trudno było określić jego wiek. Twarz wprawdzie była gładka, ale wystające kości policzkowe i głębokie bruzdy wokół wydatnych, ładnych ust o głęboko schowanych kącikach, wskazywały na to, że nie jest to młodzieniec. Zwracały uwagę jego dłonie - mocne, lekko owłosione, o długich palcach, starannie wypielęgnowane.
    
    Patrzyłam na niego z coraz większą sympatią. Robił wrażenie takiego zadbanego „macho”, co to z niejednego pieca chleb jadł i którego niełatwo zaskoczyć. Trochę tylko z tym portretem nie licowała jakaś nieokreślona, sentymentalna delikatność. Wreszcie zakończył grzebanie w aktówce i położył ją obok siebie. Podniósł oczy i uśmiechnął się do mnie.
    
    - Jak daleko pani jedzie?
    
    - Do Zgorzelca.
    
    - Tak? Ja też! - ucieszył się wyraźnie. - Wobec tego jest pani skazana na prawie trzy godziny mojego towarzystwa. Współczuję, bo jestem gadułą. Ale proszę się nie martwić. Gdy panią znudzę, proszę tylko przymknąć oczy, a ja natychmiast zamilknę.
    
    Oczy miał czarne, o jakimś nostalgicznym nastroju, typowym dla ludzi Południa. W uśmiechu odsłaniał białe zęby. ...
«1234»