Mnich
Data: 06.04.2023,
Kategorie:
miłość,
Zdrada
depresja,
samotność,
Autor: XXX_Lord
... pojawiać się łzy.
- No już, proszę iść po ten koc - popchnąłem go w kierunku straganu - dopóki nie przyjedzie karetka zrobię wszystko, żeby pomóc pańskiemu dziecku.
Ruszył w kierunku samochodu oglądając się nerwowo za siebie, jakby nie wierząc w moje słowa.
- Co z tą karetką i radiowozem? - odwróciłem się w kierunku kierowcy - Jadą?
- Za chwilę mają być - przerażenie w jego wzroku było wręcz namacalne - Przeżyje? Niech pan powie, że tak! Boże, przecież to mały dzieciak, a ja nie miałem szans, żeby wyhamować!
- Nie wiem, czy przeżyje. Nie chcę go ruszać, a nie jestem w stanie stwierdzić, co mu jest bez dokładniejszych oględzin. Najważniejsze, że oddycha. Mam nadzieję, że nie ma krwotoku wewnętrznego.
W międzyczasie pojawił się płaczący ojciec małego z kocem, którym przykryłem chłopca. Dźwięk syren narastał z kierunku zachodniego. Jadą z Grenadierów. Dobrze, tam mają lepszą chirurgię wewnętrzną. Spory tłumek, który zgromadził się dookoła za chwilę będzie dużym utrudnieniem dla karetki.
- Proszę państwa, proszę o zrobienie miejsca dla ambulansu! - zacząłem rozganiać gapiów - Ten chłopak potrzebuje jak najszybszego transportu do szpitala, a państwo blokując wjazd utrudniacie uratowanie mu życia! Proszę się rozejść!
Ostry dźwięk syreny ucichł kilka metrów za moimi plecami.
- Proszę o miejsce! - sanitariusz, a za nim lekarz torowali sobie drogę wśród tłumu.
- Paweł? - na oko czterdziestoletni, brodaty i barczysty lekarz szeroko otworzył oczy na ...
... mój widok.
- Cześć Piotrek- dlaczego on jest zdziwiony? Przecież mieszkam obok. Nie ma czasu na uprzejmości - Chłopak, około jedenaście lat, uderzony w bok i głowę przez ciężarówkę jadącą około czterdzieści, pięćdziesiąt na godzinę.
Oddycha, puls wyczuwalny. Nie ruszałem go ze względu na potencjalne ryzyko uszkodzenia kręgosłupa.
- Coś jeszcze? - patrzył na mnie badawczo spod okularów.
- Nic - odparłem - idę pogadać z policją. Właśnie przyjechali.
Z radiowozu wytoczył się solidnej konstrukcji gliniarz pochłaniający kanapkę i krępa, niższa ode mnie o pół głowy, dość mocno zbudowana szatynka w czarnej, skórzanej kurtce i czarnych, sztruksowych spodniach, o zaciętej, pochmurnej twarzy i kręconych włosach opadających do ramion.
- Proszę państwa, proszę się rozejść. Jeśli mnie państwo nie posłuchacie za chwilę zacznę wszystkim, którzy nie odsuną się na odległość piętnastu metrów od miejsca wypadku rozdawać mandaty z tytułu utrudniania pracy w śledztwie.
Bzdura, bo dochodzenie jeszcze się nawet nie zaczęło, a poza tym utrudnianie pracy glinom nie jest karane mandatem, a pozbawieniem wolności. Ale jej sprytna argumentacja skutecznie zadziałała i tłumek wycofał się na bezpieczną odległość.
- Kim pan jest? - skierowała kroki w moim kierunku przeszywając mnie ostrym spojrzeniem brązowych oczu.
- Przechodniem, który był świadkiem wypadku i pomógł do czasu przyjazdu karetki - mój spokojny głos chyba nieco zbił ją z tropu.
- Jest pan lekarzem?
- Nie - ...