Sanatorium. Marta u chrześniaka cz. 21
Data: 01.11.2019,
Autor: Historyczka
... musiałam dopuścić.
Pomocnicy Harrego doprowadzili do mnie szamoczącego się chrześniaka, zupełnie nie zważając na moje protesty.
- Ściągaj gacie, mamejo!
Maksio chlipiąc, rozpiął rozporek, nie chcąc narażać się na kuksańce.
Okazało się, że z jego slipów wyskoczyła całkiem niemałych rozmiarów, do tego prężąca się, kuśka.
Zadrżałam. "Czyż rzeczywiście do tego dojdzie?"
- Chłopcy... nieładnie się bawicie... - biadoliłam,
Zapierający się Maks stopniowo ulegał naporowi kolegów i wkrótce został dopchnięty między moje nogi.
- Wkładaj go! Bo będziesz miał przerąbane! - złowieszczo warczał Harry.
Próbowałam szarpać się, wierzgać nogami, lecz wszystko - nadaremno. Obwiesie przewidując mój opór, unieruchomili mnie. Nie tylko trzymali mnie za nogi, ale także, rozszerzali je tak, by stanowiły bardziej rozwarty kąt... Docisnęli do mnie biednego chłopaka tak mocno, że poczułam jego twardy mieczyk na swej szparce.
- Nie... nie... - upraszałam ich. Jednak jakaś część mojej świadomości nie tylko nie przeciwstawiała się temu, lecz wręcz tego pragnęła. Czułam, że ...
... łaknę ich przemocy, a jeszcze bardziej, jak kania dżdżu, czekam na Maksiowego wężyka...
Protestowałam - błagam! nie! - a w głębi duszy wzywałam: "Chrześniaku, otom twoja! Oddaję ci się! Weź mnie mocno, bezkompromisowo..."
Wiedziałam, że Maksymilian od dawna jest we mnie zadurzony. Toteż nie powinien mnie zaskoczyć jego pokaźny wzwód. Ani werwa z jaką się we mnie wbił.
Jego twarz wyrażała tysiące emocji. Miłość i boleść. Rozpacz i pożądanie. Bezradność a zarazem wolę parcia do przodu.
Szlochał, ale wbijał się we mnie, w dodatku jakoś tak ekspansywnie, jakby chciał odbić zagarnięty i złupiony przed nim teren. Jakby chciał mnie - splugawioną przez tych łotrów - odzyskać, zaznaczyć sobą.
Sapał przy tym i stękał, dając upust swoim emocjom. Chłopcy przyglądali się temu jak zaczarowani.
O ile na początku jeszcze coś komentowali:
- Zamocz sobie, młody! Zasadź fasolę chrzestnej!
To później patrzyli oniemiali.
Gdy chłopak skończył, zostawili nas oboje w salonie.
Nie miałam śmiałości podnieść wzroku na Maksa, gdy naciągałam majtki i poprawiałam spódnicę.