Lisica
Data: 14.06.2024,
Kategorie:
Fantazja
legenda,
ruda,
Autor: rzygacz
Przez zarośla przedziera się samotny myśliwy. Nie należy on do żadnego z tutejszych plemion. Fomoriańscy pasterze, pozbawieni swojego stada, cierpią klęskę głodu i zapuszczają się w poszukiwaniu mięsa dalej w las, niż kiedykolwiek przedtem.
Szerokie kopyta wybijają rytm na omszałych kamieniach. Na głowie podwójnie zakrzywiony róg, okrywany coraz gęstszą siateczką pajęczyn zrywanych spomiędzy gałęzi mijanych drzew. Jedyne oko lustruje okolicę, wypatrując ściganego zwierzęcia. Jedynym elementem ubioru jest kurtka z owczej wełny, która nie zakrywa porośniętych gęstym futrem nóg i genitaliów, a jeszcze bardziej uwidacznia poprzez kontrast jasnej wełny i ciemnej sierści.
Nagle pomiędzy drzewami majaczy rudy zarys lisiego ogona. Szybki rzut włócznią. Szlag! Chybiony. Idę w tamtym kierunku, by odzyskać włócznię. Potykam się o korzeń, który wyrasta pod moimi kopytami, jak spod ziemi (przez chwilę niejasne wrażenie, że korzeń na mnie patrzy).
Gdy próbuję wstać, coś odbija się od moich pleców, przygniatając mnie z powrotem do ziemi. Jakieś stworzenie przemknęło po mnie i mknie teraz przed siebie... To stworzenie to dziewczyna odziana w białą halkę, na głowie kilka czarnych i niebieskich ptasich piór, kontrastujących z rudymi włosami, ślizgającymi się na wietrze krok w krok za nią. Szybko podnoszę się i, gnany instynktem, ruszam w pogoń.
Podczas gonitwy wlepiam wzrok w jej łydki, odsłonięte przez unoszącą się podczas biegu halkę. Ręce już mimowolnie wyciągają się ...
... przed siebie, chcąc schwycić nogi...
Ona na chwilę odwraca głowę w moja stronę i, widząc mój zapał, patrzy na mnie zielonymi oczyma z rozbawieniem i czymś jeszcze, co nie pozwala mi się zatrzymać... Odwraca się i biegnie dalej.
Spod halki wysuwa się lisi ogon, który unosi materiał wyżej, odsłaniając kształtne pośladki, poruszające się rytmicznie podczas biegu. Próbuję złapać za ogon i łydkę, lecz ona robi sprytny unik i znów zostaję na ziemi.
Ląduję na plecach. Otwieram oko. Nade mną pochyla się zieleń prastarych drzew, które pokazują mnie sobie teraz drewnianymi palcami, jakby toczyły między sobą jakąś nieruchomą dyskusję filozoficzną na temat mojego miejsca w świecie. Debata zostaje przerwana, gdy widok przesłania mi rzucony na twarz kawałek białej tkaniny. Jej halka.
Chwytam halkę w łapy i przyciskam do twarzy, chłonąc jej zapach tak intensywnie, jakby nie jednym zmysłem, ale wszystkimi - miętoszę newralgicznie między opuszkami palców, pożeram wzrokiem i wsłuchuję się w miękki szelest. Podnoszę wzrok.
Znów odwrócona plecami. Tym razem stoi nieruchomo. Skrzyżowane ręce. Długie włosy przerzucone na jedna stronę, odsłaniają całe plecy i fragment szyi. Nogi rozstawione szeroko w dość odważnej pozie, lecz lisi ogon wstydliwie owija się między nimi.
Odrzucam na bok halkę i teraz ją pożeram wzrokiem. Zbliżam się powoli, by jej nie spłoszyć. Z każdą chwilą coraz intensywniej myślę o tym, by pożreć ją również wszystkimi innymi zmysłami, pożreć ją oczami, uszami, ...