1. Walentynkowy upał


    Data: 19.08.2024, Autor: Dom

    ... ją pieprzyłem tym razem. Zamiast wszędobylskich łaskotek miała orgię. Mój jęzor wywijał sambę na szycie nabrzmiałego guziczka. Pląsałem we wszystkie strony co chwilę łapczywie spijając nektar jej soków. Jeździłem od dołu do góry by piruetem uwieńczyć eskapadę w jej kroczu. Sapała niemiłosiernie z każdym ruchem, ściskając zjawiskowymi udami moją biedną głowę. Zupełnie jak sunąca lokomotywa, która między szynami skrywa rozgrzany do czerwoności wulkan, by za moment wybuchnąć salwami gorącej lawy.
    
    Kiedy w letni, słoneczny poranek przemierzaliśmy wąską ścieżkę nad wodospadem Igazu chwyciła mnie za ręce i ciągnąc niezdarnie przed siebie, doczłapała na środek kładki.
    
    - Zobacz, tęcza – pokazała palcem, uśmiechając się do mnie z naiwnością graniczącą z radością małego dziecka.
    
    - No widzę i co – zapytałem nie kryjąc zaskoczenia, jednocześnie zerkając na jeden z szerokich połaci rzędu kaskad.
    
    - Bo widzisz tam gdzie wszystko z hukiem roztrzaskuje się na miliony kawałków, jednocześnie powstaje coś pięknego – dopowiedziała z zachwytem.
    
    - Czy to oznacza lepsze życie poza fawelą – zapytałem, przywołując w głowie jej przeszłość.
    
    - Tak, zawsze można szukać pozornie nieistniejących rzeczy, bo widzisz gdybyś tam stał pośród głazów o które codziennie roztrzaskują się miliony ton wody, nigdy ale to nigdy, nie wiedziałbyś o przepięknej, mieniącej się wszystkimi kolorami tęczy, nad twoją głową. Jednak wystarczy tylko jedna kochająca osoba, abyś umiał dostrzec ten lepszy fragment ...
    ... życia – wyjaśniła z nieskrywanym zachwytem, jednocześnie zdejmując energicznym ruchem wzorzystą apaszkę i puszczając wraz z wiatrem. Lekki podmuch podchwycił jedwabisty materiał. Tkanina długo szybowała pod rozsianymi wysoko na niebie cumulusami, aby po jakimś czasie łagodnie musnąć skrawek tęczy.
    
    Wstałem prężąc podrygującego z podniecenia fiuta. Uklęknęła na piasku chwytając ręką gorący fragment rozkoszy. Obserwując bacznie moją reakcję oblizała zachłannie usta. Zamknęła powieki i pocałowała na czubeczku. Drgnąłem czując jej chłodny języczek. Powoli, miarowo oplotła miękkimi ustami, rytmicznie powtarzając nieznośnie miłą czynność. Po kolejnym razie lśnił od śliny, której nadmiar leniwie spływał po gładkich jądrach. Każde głębokie wepchnięcie w niesamowicie pojemną przestrzeń ust, powodowało cholerne uczucie błogości. Pochwyciłem jej głowę i delikatnie masowałem w takt ofiarowanej przyjemności. Wręcz pieprzyłem jej cudowne usta w rytm fal oceanu.
    
    Poddawała mi się ochoczo. Co chwilę zerkając tymi swoimi proszącymi zjawiskowo oczami w moim kierunku. Uśmiechnąłem się łagodnie, przelewając w palcach kosmyki jej cudownie rudych, skręconych jak sprężynki, pasemek.
    
    Pochwyciłem jej filigranowy podbródek i uniosłem wyżej. Przyłożyłem usta do moich warg i pocałowałem leniwie. Gładziłem językiem miękkość poduszek, obracając szorstkim ozorem w środku. Oddychała miarowo, odchylając zmysłowo głowę. Czułem jak jedną dłonią porusza po mojej męskości, badając wewnętrzną stroną dłoni, ...