1. Wybory. Kampania Marty


    Data: 27.12.2019, Autor: Historyczka

    ... jaja!
    
    Rzeczywiście, miał wielkie jaja. Czułam jak za każdym razem obijają się o mnie. Jęczałam wniebogłosy, przyjmując niemiłosierne sztychy.
    
    – Aaaa… aaa… proszę… nie tak mocno…
    
    – A jak cię zbrzuchacę, to nawet jakbyś wygrała wybory, będziesz musiała iść na macierzyński.
    
    Przerażona, błagałam, żeby nie kończył w środku. Chyba właśnie dlatego, z lubością, spuścił się obficie w mojej niezabezpieczonej cipce.
    
    Gdy, taka wykorzystana, zmaltretowana, naciągałam majtki i poprawiałam spódnicę, śmiał się diabolicznie i odgrażał bezpardonowo:
    
    – Wszyscy we wsi dowiedzą się jak cię wychędożyłem! Jak ci dałem do wiwatu! Tu się wszystko nagrywa, dokładnie, także to jak jęczałaś jak ujeżdżana dziwka!
    
    Nie poddawałam się, szukałam protekcji wyżej. Pojechałam do województwa, do wicemarszałka, wywodzącego się z pobliskich terenów. Przyjął mnie w wielkim gabinecie, mimo, że nie miał wiele czasu, bo pod drzwiami już czekała jakaś delegacja. Zasiedliśmy przy długim stole konferencyjnym, przykrytym zielonym suknem.
    
    – Mogę panią poprzeć. Wykształcona kobieta gwarantowałaby, że nie będą przepadały wnioski o środki unijne, jak to się dzieje za rządów tego moczymordy. Zadeklaruję, że kiedy pani będzie wójtem, kasa marszałkowska szerokim strumieniem spłynie do waszej gminy. – Ależ to dodało mi skrzydeł! Oto pojawia się prawdziwy atut, mogący przynieść zwycięstwo! – Tylko co ja z tego będę miał?
    
    Dreszcz przebiegł mi po plecach, gdy położył rękę na moim kolanie. Nie wiedziałam ...
    ... co powiedzieć, gdy wsuwał rękę pod spódnicę, ale czułam, że muszę być gotowa do poświęceń.
    
    Stałam oparta o stół konferencyjny, ze spódnicą zadartą do góry i poczuciem upokorzenia.
    
    – Pamiętaj o wkładach unijnych – śmiał się polityk, poczynając wkład we mnie.
    
    Przyjmowałam pchnięcia tak ochoczo, jakbym przyjmowała dotację unijną. Wiedziałam, że w ten sposób pracuję na wynik wyborczy.
    
    Zielone sukno zwijało się pode mną, a ja próbowałam utrzymywać równowagę. Przed oczami miałam wiszącą na ścianie mapę województwa, która, takie odnosiłam wrażenie, porusza się rytmicznie. Moja gmina skakała to w górę, to w dół.
    
    Ciche jęki, w wielkim gabinecie z wyjątkową akustyką, pobrzmiewały nazbyt głośno. Bałam się, że słyszą to goście marszałka, których rozmowy dobiegały zza drzwi.
    
    – To delegacja z Ukrainy – wysapał marszałek. – Muszę z tobą kończyć.
    
    Dał mi klapsa. Gdy przerażona nie powstrzymałam krzyku, przyspieszył. Z trudem hamowałam jęki, schwyciłam się brzegu stołu. Szybko finiszował. Wyprostował się i natychmiast zapiął rozporek, podczas, gdy ja jeszcze stałam z majtkami zsuniętymi do kostek.
    
    – No mała, ulżyłem sobie, zmykaj teraz szybko, bo zaraz tu wejdą goście zza Buga. Nie chcesz chyba, żeby cię taką zastali?
    
    Niezwykle opiniotwórczą postacią we wsi jest pan doktor. Czym prędzej wybrałam się do przychodni. W poczekalni czekały tłumy, całe szczęście przyjął mnie bez kolejki.
    
    – Ależ oczywiście, że może pani zostawić w ośrodku zdrowia swoje materiały wyborcze. ...
«1234...9»