1. Slumsy. Marta i dyrektor - kolejna wersja III


    Data: 06.02.2020, Autor: Historyczka

    ... Ptak zapina spodnie, chlipiąc, sięgała po majtki.
    
    – Co? Już majtki chcesz zakładać?! Poczekaj, a mój zastępca to co?!
    
    Marta poczuła się, jakby ktoś ją świsnął batem. Urzędnik właśnie dzwonił po swego kolegę.
    
    – Stasiek, już chodź na górę. Pani nauczycielka czeka na ciebie z gołą pipką.
    
    Marta otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale szybko zrozumiała, że to nie ma sensu. „No i co ja teraz bym mu powiedziała? Przecież dyrektorowi… dałam…”
    
    Zwierz miał zupełnie inne oczekiwania. Zażądał, żeby Marta kornie przed nim uklękła i zrobiła mu „najlepszego loda, jakiego potrafi”.
    
    Kobieta, rozumiejąc, że to mieszkanie że cały czas na szali leży mieszkanie, faktycznie dołożyła starań. Uklękła z gracją, jak do modlitwy w kościele. Członek zastępcy nie był takich rozmiarów, jak pryncypała, jednak nadrabiał to grubością. Dziewczyna musiała maksymalnie rozewrzeć usta, by go pomieścić. Obejmowała go niemal z namaszczeniem. Najpierw pracowała ustami i językiem powoli, ale z dużym zaangażowaniem. Potem przyspieszyła ruchy warg, suwała nimi w tę i z powrotem systematycznie. Cały czas przy tym patrzyła Stanisławowi prosto w oczy, utwierdzając go w jej zaangażowaniu i oddaniu.
    
    „A niech ma… niech poczuje się jak w siódmym niebie. A chyba tak jest, bo zrobiłeś się Stasiu czerwony na twarzy, jak burak… Niech widzi jaka jestem zaangażowana… tylko przez to się czuję, jak osiedlowa obciągara… Trudno… Mama nadzieję, że oni nie patrzą na mnie jak na tirówkę, która w krzakach obrabia pałę ...
    ... kierowcy ciężarówki…”
    
    Nagle kątem oka dostrzegła, że Jan bacznie obserwuje to, co ona robi i najwyraźniej się tym podnieca. Wkrótce dostrzegła, że on też rozpina rozporek…
    
    – No dobra, Stasiu, a teraz weźmiemy ją tak, jak tamtą fryzjerkę, Wioletkę! Pamiętasz, jak skamlała, jak żeśmy ją obracali?!
    
    Marta struchlała. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Pierwszy raz w życiu brało się do niej dwóch mężczyzn równocześnie.
    
    – Panowie, co wy chcecie zrobić?!
    
    Odpowiedziały jej jedynie solidarnie dwa, sprośne uśmieszki na twarzach urzędników.
    
    Nim się zorientowała, ponownie leżała na łóżku, wzięta jak w kleszcze przez dwa pokaźne cielska.
    
    „A więc zostanę wzięta na tak zwane dwa baty?”
    
    W tym momencie poczuła, jak dwa twarde węże wedrzeć podjęły próbę wdarcia się się do jednej ciasnej norki…
    
    – Nie… nie… jestem na to za ciasna!
    
    „A to dranie! Co oni chcą mi zrobić?! Przecież to im się nie uda!”
    
    Ale nawet jej nie słuchali. Rzeczywiście okazała się zbyt ciasna. Najpierw poczuła Staszka, był wyraźnie krótszy od swego zwierzchnika, ale bardziej ruchliwy. Ptak próbował wepchnąć się „na drugiego”, ale nie dał rady. Wtedy zaczęli dźgać ją na przemian, jak kowale kujący żelazo – raz jeden, raz drugi. Kobieta poczuła się wzięta „w dwa ognie”. Jęczała, jak nigdy.
    
    – Nie… nie… panowie… zajedziecie mnie…
    
    Oczywiście jej błagania przyniosły odwrotny skutek. Dyrektor natychmiast zakomenderował.
    
    – Dobra Stasiu! Próbujemy jeszcze raz! Co to ma być! Dziecko przez cipę ...