-
Slumsy. Marta i dyrektor - kolejna wersja III
Data: 06.02.2020, Autor: Historyczka
... krzepki uchwyt Zwierza, który chwycił ją za biodra, uczynił jej próby bezowocnymi. Dyrektor, który dzierżył już swą męskość nad jej twarzą, wskazał Cudzesowi cel. – No dobra… to ja jej do gęby… a tobie Heniu pozostaje… dupa! Ha ha ha! Marta poczuła specyficzny odór, który wydobywał się z dawno niepranego odzienia Cudzesa. Czuła jego chropawe dłonie, które łapczywie przylgnęły do jej piersi. Henryk jedną ręką delektował się biustem, a drugą naprowadzał kutasa na „kakaowe oczko” Marty. – Ja pierdolę! Ja, chłopak, który nie skończył podstawówki, ma przed sobą taką… damę! I do tego mogę wsadzić jej w pupę! A może w tym miejscu to ty, paniusiu, jesteś dziewica? I nie czekając na odpowiedź, której nawet gdyby dziewczyna chciała, nie mogłaby udzielić, mając usta zatkane okazałym przyrodzeniem Ptaka, wpakował jej swą cudzesową męskość. – Wygląda tu na cnotkę! Ale ciasna! Kobieta była w szoku. Marta, pierwszy raz w swoim życiu, poczuła jednocześnie trzech mężczyzn w trzech otworach. Nie mogła już nawet jęczeć, bo kutas dyrektora wypełniał jej usta dogłębnie. Trzy tłoki ...
... pracowały w niej miarowo, choć każdy w innym tempie. Czuła się jak maszyna. Trzycylindrowa maszyna… Eksploatowana. Eksploatowana nadmiernie. „Dadzą mi do wiwatu! Wycisną ze mnie siódme poty!” Mężczyźni, jakby rywalizowali ze sobą – kto może dłużej… kto może w szybszym tempie. Wszak chcieli się swą męskością wykazać przed kobietą… Wszyscy też jednocześnie trzymali ją jak w stalowych kleszczach. Jan za głowę, Stanisław za biodra, a Henryk… gniótł brutalnie jej cycki! „Kiedy to się wreszcie skończy? Wyżyją się na mnie, wycisną jak cytrynę…” Wtem, zdało się Marcie, że śni. Do mieszkania wparowała kobieta z obrazu. Barbara jak żywa. Ona... była żywa! – Jasiu! Ty huncwocie! Celowo wcześniej wróciłam z sanatorium! Tak podejrzewałam. Że kiedy mnie nie będzie, to ty naspraszasz sobie jakichś kurwów! Mężczyźni, radzi nie radzi, nie mieli wyjścia, zwlekli się z Marty z ociąganiem. Barbara, działająca w amoku, chwyciła ubrania Marty – porwaną spódniczkę i bluzkę i… cisnęła je przez okno. – Co za ladacznica! Łajdaczyć to się możesz na ulicy, a nie w porządnym domu! Tam są drzwi!