-
Natarczywy kielich, czyli nóż porozumienia (III)
Data: 15.02.2020, Autor: AleidaMarch
... śpieszyć. Powoli budowali napięcie, by wreszcie utonąć w pożądaniu. Jej zgrabne ciało wznosiło się, by znów opadać i z kolejnymi westchnieniami przechodzącymi płynnie w stopniowo głośniejsze jęki - powtarzać ten proces. Wreszcie poczuła to, co chciała poczuć od kiedy zobaczyła go po raz pierwszy. Chowając się za swoją uległością, tak naprawdę sama kierowała zdarzeniami i dążyła wytrwale do celu. *** Ujrzała go po raz pierwszy, kiedy jej egzekucja przybliżała się nieubłaganie. Wyprowadzano ją z wozu, w kajdanach zresztą, do lochu, w którym miała spędzić swoje ostatnie chwile. Mogła się tam już powoli przyzwyczajać do zgnilizny, która czekałaby ją z pewnością po pełnej hańby i bólu śmierci. Oskarżono ją o czary. Nie miała pewności, kto puścił parę z ust. Swoje okultystyczne praktyki trzymała w tajemnicy, nocne kontakty z Szatanem - pozostawały w ich gronie, ewentualnie w gronie osób, które Szatan w nie angażował. Jednak jej przyszły oprawca i zarazem wybawiciel musiał wiedzieć o całej sprawie, bo zjawił się nie wiadomo skąd w ostatniej niemal chwili i wykupił ją za niemal niemożliwą sumę. Czterdzieści cztery dukaty. Dalszą negocjację z nim stanowiło to, co ona da w zamian. Miała co dać, łącznie z duszą i ciałem. Negocjacje trwały, choć trudno im się było zebrać na rozmowę - mieli lepsze zajęcia. Lecz kim był on i z jakiej choinki się urwał? Można by rzec, że imię jego - czterdzieści i cztery.