Marta i ksiądz. cz II Kolędowanie (rework)
Data: 07.04.2020,
Autor: Historyczka
... bidulka pod nim z podciągniętą spódniczką i rozłożonymi nogami. Teraz widać jak praktyczne są pończoszki!
– Czy aby nie wyzionie ducha pod takim brzuchatym tucznikiem?
– Czuję coś przez skórę, że niedługo i ona może być brzuchata! Ha ha ha!
Marta przygnieciona okazałym bębnem, ledwie zipała. "Jeszcze nigdy nie czułam na sobie tak wielkiego ciężaru mężczyzny... Ale też nigdy nie dosiadał mnie ksiądz... Jak to będzie? Jak to będzie poczuć w sobie męskość osoby duchownej?! Przecież... przecież to zakazane! Przecież tak nie wolno!"
Im bardziej nauczycielka zdawała sobie, że łamane jest pewne tabu, tym bardziej była podniecona, tym usilniej tego pragnęła.
Pomiarkowała, że księżulek niezdarnie próbuje nakierować swój wzwiedziony pastorał na jej szparkę, jednak czyni to wielce nieudolnie. Mocno przy tym sapiąc.
"Trzeba ci chyba jakoś pomóc księżulku... chyba niezwyczajnyś do takich czynności...? Pewnie to tylko wsiowe ploty, żeć co raz jakąś wdówkę wyobracał..."
Nauczycielka starała się jeszcze szerzej rozewrzeć uda. Wreszcie nabrzmiałe berło trafiło do wyznaczonej kwatery. Była wniebowzięta.
– Ależ ksiądz się dla mnie poświęca… – szeptała rozmarzona.
– Takie moje posłannictwo… – sapał pleban, pakując swą męskość w kobietę.
– Achh… ach… jaki on twardy… aaa… aaa… jak kolumna przed kościołem.
Chciała go zachwalać, jak tylko mogła, byle tylko jeszcze bardziej pobudzić do działania. Z tych samych względów jęczała donośnie:
- Aaaaaa! Aaaaaa! ...
... Aaaaaaa!
Kobiece jęki podniecały go niemożebnie. Z tym większą energią wykonywał płytkie pchnięcia. Opasły bandzioch nie ułatwiał mu zadania. Dyszał okrutnie.
"Boże... daruj mi... ale wejście w tę niewiastę sprawiło mi największą, ziemską rozkosz, jakiej zaznałem... Wyspowiadam się z tego... wyspowiadam szczerze samemu naszemu dziekanowi... ale to nieważne... trwaj chwilo! Jesteś piękna!"
Nie przestawał ciężko mozolił się między udami kobiety.
Marta reagowała z nadmierną egzaltacją, jakby te sztychy przebijały ją na wylot.
–Aaaa… aaaaa… Ależ jestem badana… aaaa… aaaa… dogłębnie!
Klecha pocił się, wytężał siły, żeby pracować maksymalnie energicznie. Dopingowało go uniesienie kobiety.
"Panie… grzeszę. Ty to widzisz... Srodze grzeszę. Ale… chcę grzeszyć srodze! I ją chcę srodze przekropić!"
Zdwoił wysiłki, pchnięcia stały się głębsze.
Marta również stękała i jęczała ze zdwojoną siłą.
– Aaaa… Czy jestem zatem białogłową, aaaa… która jest predestynowana do… aaaaa… macierzyństwa?
– Nieza… – sapał zmęczony duchowny – prze… czalnie…
– Aaaa… tylko, że ja jestem… aaaa… samotną kobietką… nie ma mi… aaaaaa… kto zrobić dzieciątko… aaaaa…
Wiedziała dobrze, jak takie słowa działają na księżulka, domyślała się, że wywołują w nim męskie instynkty.
– Ufaj… w swą parafię… i opiekuna duchowego…
"O ty, podstępna suczko! Już ja bym cię poratował! Zmajstrowałbym ci chętnie całą gromadkę małych plebanków!" – Zwizualizował sobie tę fantazję, wyobraził pląsającą po ...