Marta i ksiądz. cz II Kolędowanie (rework)
Data: 07.04.2020,
Autor: Historyczka
... domku Marty czeredę szkrabów w małych, czarnych sutannach.
– Och… jestem ufna wobec mojego proboszcza w każdej materii… i wierzę w jego misję niesienia pomocy…
Nauczycielka przymknęła oczy, wspominając ostatni sen. Wzięta w nim ostro przez katabasa, wkrótce potem dumnie paradowała po wsi z potężnym brzuchem, co wszystkie wsiowe plotkary komentowały szeroko.
"Czyżby ten sen miał się ziścić? Czyżby to sam proboszcz miał mi zmajstrować dzidziusia?"
Marta oczytała się w doktrynie kościelnej, w sferze dotyczących relacji między mężczyzną a niewiastą. Pamiętała doskonale, że akt zbliżenia może się kończyć tylko w jeden sposób, przez złożenie nasienia męża w pochwie kobiety.
Teraz, gdy słyszała nad uchem ziejącego plebana, sapiącego niczym miech kowalski, coraz bardziej ekscytowała ją zakazana wizja.
"Boże... dlaczego to mnie tak podnieca?! Dlaczego czuję tak mocne pragnienie, żeby on wytrysnął we mnie... w mojej cipce!"
- Prosze księdza... aaa... aaa... muszę księdzu coś... aaaa... aaaa... wyjawić.
Baltazar, zaintrygowany takim wstępem, przerwał swe męskie ruchy.
- Otóż, jak na bogobojną katoliczkę przystało... nie jestem zabezpieczona...
Takie wyznanie podziałało na duchownego, jak płachta na byka.
"No tak... przecie mogę jej przyprawić brzucha... Ale, czy czasem nie tego ona chce? Nie tego ta samotna kobietka, jak to ciągle podkreśla, tego chce, żeby jej zmajstrować dziecię?! Mój Boże! A czy nie to mnie najsilniej pociąga?! Wyryćkać zdrowo tę ...
... powabną nauczycielkę, a na koniec to w niej się spuścić?!"
Baltazar, jakby puścił mimo uszu słowa kobiety. Mruknął tylko niewyraźnie, jakby:
- To dobrze, moja panno, że bierzesz sobie do serca naukę kościoła...
Po czym jął znowu ładować się w nią bezpardonowo. Wprawił się nieco, podczas tych krótkich chwil i potrafił już znacznie głębiej wbijać się w nauczycielkę. Nawet, jakby mniej posapywał, podczas wykonywania pchnięć.
Martę zrazu poruszyło, że proboszcz ją zbył, że za nic miał jej obawy. Lecz zaraz wprawiło ją to w jeszcze większą ekstazę.
"A to ci klecha! Typowy chłop! Samiec, który traktuje kobietę tylko jako obiekt do zaspokojenie swych zwierzęcych chuci, nie troszcząc się o to, że może pannie zmajstrować brzucha!"
Pod wpływem tego uniesienia, zaczęła jeszcze głośniej stękać. Usłyszeli to nawet chłopcy za oknem.
Mikołaj spostrzegł, że jego kolega nagle wydobył z kieszeni telefon i... zaczął nagrywać całe zajście.
- Co ty robisz?!
- A co? Myślisz, że ktoś by nam uwierzył, jakbyśmy komuś powiedzieli, że zobaczyliśmy taką scenę? W której nasz świątobliwy gniecie naszą cnotliwą panią profesor? Dmucha ją tak, że ta drze się, jak opętana?!
Istotnie, Marta wpadła w euforię. Wykrzykiwała:
- Ach! Ach! Księże... Ależ ksiądz mi to robi! Ależ ksiądz ma krzepę!
"A niech się księżulo cieszy! Niech się rozpala do białości!"
W istocie, Baltazar był rozogniony. Przyspieszył. Dźgał nauczycielkę, jakby chciał przebić ją na wylot. Sutanna powodowała, że ...