1. Dzień na nartach


    Data: 09.06.2019, Kategorie: natura, narty, nieznajomy, Autor: Mirek

    To był fantastyczny narciarski dzień. Gruba, dobrze wyratrakowana warstwa śniegu oraz brak lodu, pozwalała na świetną i bezpieczną jazdę. Na stoku nie było zbyt dużo ludzi. Ot, na tyle dużo, by wyciąg zarabiał na siebie i na tyle mało, by narciarze mogli dobrze się bawić. Jedna grupka była bardzo widoczna. Nieporadni młodzi mężczyźni oraz piszczące młode kobiety zwracali na siebie dużo uwagi. Prawdopodobnie studenci – młodzi ludzie, którzy przed chwilą wyrwali się spod kurateli rodziców. Był jeszcze ktoś – mężczyzna. Na pierwszy rzut oka – trzydziestolatek, choć w rzeczywistości dobrze już po 40. Szczupły, a wręcz można powiedzieć chudy. Średniego wzrostu. On nie rozmawiał z nikim, on jeździł na nartach. Jeździł bardzo szybko, czasem na skraju ryzyka. Stosował różne techniki, ale przede wszystkim szalał carvingiem. Jego narty zataczały równe łuki, a muskularne nogi pracowały niczym sprężyny najlepszych amortyzatorów. Marek, gdyż tak miał na imię nasz bohater, był tego dnia niezmiernie zadowolony. Już dwie godziny jeździł na nartach. Dziś pierwszy raz miał na nogach nowe, polecone przez przyjaciela deski. Narty idealnie współgrały z jego nogami, wydawało się przez chwilę, jakby byli ze sobą zrośnięci. Drugim powodem do zadowolenia była grupa młodych ludzi. Z rozmowy wynikało, że są studentami krakowskiego uniwersytetu. Mimo skończonej czterdziestki czuł, że ci młodzi ludzie nie mają z nim żadnych szans. Przez chwilę czuł również na plecach uważne spojrzenia, ...
    ... rozszczebiotanych dziewcząt towarzyszących chłopakom. Uśmiechnął się pod nosem… Nie ruszaj - pomyślał. Preferował kobiety dojrzałe, o lekko rubensowskich kształtach. Takie, o których się mówi, że jest za co złapać…
    
    Następna godzina minęła bardzo szybko. Ponieważ zbliżała się pora obiadowa, większość narciarzy znikła. Właściwie na stoku oprócz kilku osób zostali tylko studenci i Marek. Coraz częściej jechali razem na wyciągu. Zazwyczaj na jedną trasę studentów Marek zjeżdżał dwa razy, jednak na krzesełka wsiadali razem. Zaczął przyglądać się dziewczynom. Jego uwagę zwróciła młódka o pysznych tycjanowskich włosach, przepasanych tylko apaszką. Włosy piękne, ale gdzie bezpieczeństwo? Nie ma kasku. Jeden mały, głupi upadek i nieszczęście gotowe. W tej chwili przypomniał sobie swoje młode lata. Był chyba jedynym narciarzem, który na Kasprowym Wierchu jeździł w dżinsach. Eh, stare dobre czasy westchnął. W którymś momencie dziewczyna stała tuż przed nim. Patrzył na jej rude włosy, wychylające się z białego, podbitego różowym atłasem kombinezonu. Jej młode ciało wdzięcznie wyglądało na tle oszałamiająco białego śniegu, a patrząc z boku zobaczył maleńkie sutki, które bojowo prężyły się rozpychając z lekka przyciasny ubiór... W tym momencie przenikliwie spojrzała na niego swoimi zielonymi oczami. W jej wzroku zalśniło coś, niczym obietnica... Z bocznej kieszonki wyjęła łańcuszek i patrząc wymownie, zakręciła go na palcu. W ustach poczuł dziwną suchość, a przez lędźwie przeszła gorąca fala. - ...
«12»