1. Majowe krzyzowki genetyczne


    Data: 29.11.2020, Kategorie: Mamuśki Autor: Andrzej Trąbka

    Maj. Miesiąc, w którym wszyscy gimnazjaliści nagle zbierają się – niczym pospolite ruszenie. Nie należę do grona osób, które zaprzepaściły piękno polskiego języka na rzecz obcych wyrażeń, idealnie jednak pasuje tutaj słówko zapożyczone z angielskiego, mianowicie „deadline”. Koniec roku szkolnego zbliżał się nieubłaganie. Kwestią czasu było, jak wystrojone nastolatki staną w auli szkolnej odbierając świadectwa, stypendia i różne nagrody z tytułu osiągnięć sportowych czy też naukowych. Nagle wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że przez ich obecne noty zasłużą sobie oni na soczysty pasek na tyłku. Zaczęła się walka o oceny – nie bez powodu nie wtrąciłem słowa „tylko”, gdyż to nie była zwykła walka. Lancelot popadłby w depresję, zważając na jego nieskazitelną postawę względem przeciwników – moje gimnazjum zamieniło się w istną dzicz. Każdy na każdego. To właśnie w maju „stara lumpa od polaka” stawała się „kochaną panią Marią”, wszystkim mówiło się „dzień dobry”, a odpowiedzi ustne nigdy nie sprawiały większej przyjemności. Medal ma dwie strony – uczniowie konkurowali ze sobą, jakby od tego miało zależeć ich dalsze życie. Polowali na poślizgnięcia swoich oponentów, wykorzystywali je, konflikty racji były tu na porządku dziennym.
    
    „Proszę pani, a co było na szóstkę?”, „Proszę pani, Maciek zrobił to gorzej ode mnie a dostał lepszą ocenę”, „No proszę pani, to może chociaż cztery z minusem” – to tylko kilka cytatów, które przypominają mi o moim dotychczas najgorszym okresie w ...
    ... życiu. Wyścig szczurów doprowadził do tego, że nawet ci, których pierwotnie uważałem za rozważnie myślących, na myśl o tym, że nie będą mieli średniej „5,0” na koniec roku szkolnego popadali w stany depresyjne. Zastanawiałem się – „po co?”, na myśl nie przychodziły mi jednak żadne sensowne odpowiedzi.
    
    W końcu i ja wpadłem w sidła chwilowego trendu – biologia była moją piętą achillesową, stąd też moje postanowienie dotyczące wzięcia udziału w zajęciach pozalekcyjnych i wzięcia się do nauki. Jaki ja byłem zadowolony wiedząc, że po nudnej lekcji plastyki mam biologię… Skąd wziął się mój zapał?
    
    Przez pierwsze dwa lata zajęcia prowadziła z pozoru miła pani, której postawa nie bardzo motywowała mnie do pracy. Pierwszą i drugą klasę kończyłem z dwóją na koniec – rozwód ówczesnej nauczycielki doprowadził do tego, iż była ona cięta na wszystkich chłopaków z mojej szkoły. Byłem do niej niechętnie nastawiony, wręcz nie lubiłem jej. Zmiana nauczyciela w trzeciej klasie okazała się mekką.
    
    Okazała się nią czterdziesto paru letnia K. .Chyba każdy ślinił się na jej widok – to dzięki niepowtarzalnej urodzie, którą nabyła prawie pół wieku temu. Była średniego wzrostu brunetką, włosy miała mniej więcej do połowy szyi. Przez jej głębokie, zielone oczy i pełne usta nie raz zapominałem o lekcji i myślałem „co by było gdybym musiał zostać po lekcji”. Średnia opalenizna i skromny makijaż dopinał cały efekt.
    
    Jak mówiłem wcześniej – nie należała do kobiet wysokich. Na oko miała może metr ...
«1234»