1. Majowe krzyzowki genetyczne


    Data: 29.11.2020, Kategorie: Mamuśki Autor: Andrzej Trąbka

    ... przy sobie i zamknąć drzwi. Posłuchałem się jej po części - myślałem, że mam wyjść, mimo to drzwi zamknąłem od wewnętrznej strony. Zerknąłem na nią – na jej twarzy zarysował się lekki uśmiech; uznałem, że podjąłem prawidłową decyzję. Widziała, że ją podniecam – w charakterystycznym miejscu na moich spodniach pojawiło się dość jednoznaczne wybrzuszenie. Byłem bardzo niepewny, wiedziałem, że to ona ma teraz kontrolę. Po tym, jak ściągnęła koszulkę, oniemiałem z wrażenia. Równomierna opalenizna, pełna figura i zwyczajny, choć w tamtej chwili seksowny, czarny biustonosz doprowadziły mnie do stanu euforii. Wciąż stałem przy drzwiach, dzieliły nas jakieś dwie lub trzy ławki. Z jej ust wyszły słowa „na co czekasz?”, co dało mi jasno do myślenia – „działaj, raz się żyje”. Powoli zbliżałem się do niej nie tracąc kontaktu wzrokowego, chciałem utrzymać panujące napięcie jak najdłużej – „niech się trochę pomęczy”.
    
    Usiadła na biurku, ja stałem. W końcu wróciłem do pozycji będącej symbolem frustrackiej walki o moją uwagę, po czym pocałowałem ją w szyję. Raz, drugi, trzeci, czternasty. W końcu nasze usta się do siebie zbliżyły, a właśnie na ten moment czekałem. Musiała czuć mojego penisa na swoim brzuchu – „chociaż wie jak na mnie działa”. Nie miałem pojęcia o mechanizmie rozpinania biustonoszy, na szczęście nie miałem problemów z dopięciem, a raczej rozpięciem swego. Myliłem się – jej biust lekko zwisał i nie był tak obfity jak sobie to obrazowałem, nie było to dla mnie żadnym oporem, ...
    ... a wręcz przeciwnie, podsycało tylko moją chęć do zabawy. Jej sutki były mocno naprężone, wiedziałem, że brak doświadczenia nie jest tu żadną barierą. Mój cichy jęk był jednoznaczny z orgazmem, mimo to wzwód nie ustawał.
    
    Zacząłem od jej sutków, które miały dość słonawy smak. Nie działałem intensywnie – opanowałem się i wszystko działo się powoli, tak, aby z tych zajęć czerpała jak największą korzyść. Włożyła swoje ręce pod moją koszulkę, a jej dotyk sprawiał, że zapominałem o tym, co się działo w owym momencie. Miała delikatne i gładkie dłonie. Jęki nie ustawały, a z czasem stawały się coraz intensywniejsze. Objęła mnie nogami, dłonie trzymała na moich plecach, przycisnąłem ją do siebie i zacząłem namiętnie całować w usta. Miałem wtedy ochotę wejść w nią i zostać tam już po wsze czasy, ale czy 12 centymetrów zrobiłoby jej jakąś różnicę? Kto wie...
    
    Oliwy do ognia, a przynajmniej tak myślałem, dodała przyjaciółka K., a zarazem moja nauczycielka od matematyki, która bez pukania weszła do klasy. Zastała nas w jednoznacznej pozie. Zdążyłem się tylko odwrócić i zauważyć uśmiech na jej twarzy, który mimowolnie odwzajemniłem. Wyszła, jakby nic się nie stało.
    
    A stało się – był to finisz pieszczot zarówno dla biolożki, jak i dla mnie. Ubrała się, w międzyczasie otworzyłem okno. Starałem się wyjść z błogostanu, żeby nikt przypadkiem nie zobaczył mnie z namiotem. Na pożegnanie pocałowałem ją w czoło i wyszedłem bez słowa. Ona została w klasie, może dochodziła do siebie. A może ...