Garderoba snów
Data: 22.07.2019,
Kategorie:
Brunetki,
Hardcore,
Wytryski
Autor: HardToFind
Garderoba Snów
Od kilku tygodni mieszkałem w nowym miejscu. Nowa szkoła, znajomi, sąsiedzi, za bardzo nie odnajdywałem się jeszcze w tym wszystkim, tęskniłem za starym domem, nudziłem się tutaj. Przywykłem do miasta, ruchliwych ulic, twardych płyt chodnikowych pod nogami i przepychania się między ludźmi do miejsca w autobusie, niezasypiających nigdy mieszkańców, wrednych i chamskich, lecz jednak mających w sobie to coś, co nie pozwoliło mi przez te wszystkie lata wydostać się z ciasnego mieszkania. Od kiedy przeprowadziłem się na wieś, dzielę dom ze starym znajomym moich rodziców, starszym panem, bardzo miłym i nienarzucającym się ze swoim towarzystwem. Traktował mnie trochę jak swojego wnuka, przypominał mi o głupotach, pomagał w nauce itd. Zawsze też powtarzał, by nie wychodzić w środku nocy do lasu ze strumieniem, nie pałętać się po wsi, nie naprzykrzać się sąsiadom.. Z początku brzmi to całkiem normalnie, lecz po pewnym czasie zauważyłem, że coś w jego słowach mi nie pasuje.. Przecież dookoła całej wioski jest las, czemu akurat ten ze strumieniem?
Mijały dni i godziny w szkole, weekendy spędzone na siedzeniu ze znajomymi „za kościołem”, gdzie zwykle spożywaliśmy piwa w nadmiernej ilości i rozprawialiśmy o duperelach do rana, jak to na wsi, o barach mogłem zapomnieć. Nasza grupa składa się z kilku osób, lecz przede wszystkim chciałbym wspomnieć o dziewczynach.. Oj tak, wieś ma swoje uroki :) Małgosia, rezolutna, o ogromnych oczach i długich rzęsach, wiecznie ...
... uśmiechnięta i nad wyraz zgrabna, o budowie nieco grubszej lecz kształtnej. Szczególnie w partiach wyższych. Anna, chudziutka i wysportowana, o pupie podobnej do owoców brzoskwini, ciemnowłosa Martyna, o dzikim wzroku i głębokim dekolcie, piersiach rumianych i wyzywająco spoglądających na każdego mijanego chłopaka. Mógłbym wam o nich opowiadać godzinami, pisać wiersze, lecz oczywiście miały swoje wady.. Nie mogłem wytrzymać czasem ich akcentów i przeciągania, także maniery i zachowanie różniło się od tych, do których byłem przyzwyczajony. Były po prostu.. Luźniejsze. I średnio podobali im się miastowi. Rozmowy kleiły się, uśmiechy i mrugnięcia, lecz wszystko po przyjacielsku, żadna by nie pomyślała, by można było pójść z kimś z miasta do łóżka. A szkoda.
Pewnego piątku, podczas standardowego posiedzenia postanowiłem spytać o las przy strumieniu. „Zwyczajna łąka, nic w tym szczególnego” słyszałem, nawet oprowadzili mnie po nim. Mniej więcej koło 11 w nocy wybraliśmy się na spacer, obeszliśmy łąkę dookoła, posiedzieliśmy na trawię i powoli zaczęliśmy zbierać się do domu. Jako, że mieszkam zaraz przy strumieniu, postanowiłem zostać do końca. Gdy Anna dokończyła swe piwo i z brzdękiem rozbiła je o brzozę, pożegnała się z uroczym uśmiechem i poszła z Martyną do domu, siedziałem na trawie i obserwowałem las. Nie wiem czego oczekiwałem, lecz światło księżyca, późna pora, sami rozumiecie, nastrój budował się sam. Przechadzałem się wzdłuż strumienia, obserwując w nim swoje odbicie, łagodne ...