"SIEDZIAŁEM OKRAKIEM NA DRABINIE" - częś...
Data: 30.07.2019,
Kategorie:
Geje
Autor: yake01
... operację przeprowadzić do zaplanowanego końca. Teraz dłonie zsuwając materiał rozkoszowały się dotykiem ciepłego podbrzusza, wchodząc w plątaninę delikatnych włosów łonowych, aż zaczęły wydobywać klejnot korony. Pierwszy mój świadomy dotyk czyjegoś przyrodzenia, wprawiał mnie w ekstazę. Po chwili manipulacji udało mi się wydobyć z rozporka tę żyłę życia, przy okazji sięgając głębiej, by gumki majtek zaprzeć o jądra.
Nagle przeżyłem dramatyczny moment. Rafał sapnął i się poruszył. W tym czasie moje dwie dłonie walczyły o dostęp do tego co ukrywał, zamiast wycofać się w popłochu przed takim atakiem, one ciągle tam tkwiły. Jedynie moje serce biło na granicy dopuszczalnej normy. Prawa noga Rafała uniosła się zginając w kolanie i opadła swoim ciężarem na bok. Wyglądało na to, że oddaje mi pole do popisu. Jego głowa odwróciła się do prawego boku i straciłem możliwość obserwacji twarzy. On znowu zastygł w nowej pozie. I wtedy objawił się ON.
Wiotki, przelewający się znacznie nad moją dłonią, zdecydowanie grubszy niż mój w pełnym wzwodzie. Nie mogłem połączyć palca wskazującego z kciukiem. Nigdy nie sądziłem, że ON może być tak wielki, będąc w stanie uśpienia. Z fascynacją trzymałem tę lekko sprężystą wiotkość w lewej dłoni, prawą zaś, przywołał mój stalowy człon. Oczywiście już wiedziałem, że jest on dużo mniejszy ale pulsujący, kapiący podnieceniem domagał się uwagi jak rozkapryszony bachor.
Mój spód dłoni lekko zgięty w palcach muskał ten kształtny wał, który był ...
... ciepły, gładki. Zapraszał by ująć go i zacząć uciskać. On poddawał się tej delikatnej presji, by po chwili przekazać mej dłoni pierwsze oznaki życia. Wyczuwałem jego specyficzny puls, wypływający z trzewi Rafała. Najpierw delikatny prawie nie zauważalny. Potem ośmielony moim uściskiem zdecydowanie mocniejszy, wypełniając, rozpychając środek i ściany wiotkości, która tężała mi w dłoni, rozwierając moją dłoń, wydłużając się. Teraz każdy impuls który przekazywały moje palce, powodował silną fale naporu zmieniając kształt i ciężar. Twarde, sztywne berło, ciężko spoczywało w osi ciała, czasem lekko podrygując. Subtelnie zacząłem gładzić jego powierzchnie, by rozpoznać jego kształty. Już nie było tej aksamitnej gładkości, teraz to co było jego wierzchem było przeorane dwoma bruzdami, które ciągnąc się wzdłuż, uwypuklały centralne wybrzuszenie, gładząc je, szczególnie u nasady, kolubryna silnie reagowała, chęcią poderwania się ale jej własny ciężar przygniatał ja do ciała. Odkryłem po bokach siatki tajemniczych runów biegnących pionowo, czasem rozwidlających się. Oszacowałem długość, mniej więcej jeszcze jeden mój korzeń, czyli dwie i pół szerokości mojej dłoni. Wielka i ciężka, bardzo gruba kolumna nieznacznie zwężająca się ku wierzchołkowi, zwieńczona masywną kopułą, osłonięta do połowy delikatną skórą. Widząc oczyma wyobraźni i pieszcząc w dłoni to boskie dzieło znowu przenosiłem się na kres spełnienia.
Tym razem kompletnie nie ograniczałem swojej reakcji. Dwie dłonie pracowały ...