1. "SIEDZIAŁEM OKRAKIEM NA DRABINIE" - częś...


    Data: 30.07.2019, Kategorie: Geje Autor: yake01

    ... bezpieczeństwo socjalistycznej ojczyzny”.
    
    – Umiem rysować, malować i pisać. Na pewno lepiej niż ten ktoś, kto malował to hasło. Jeżeli mnie pamięć nie myli „to żołnierz” pisze się przez jedno „ż” , drugie powinno być „rz” – stwierdziłem. On się odwrócił się w stronę okna, popatrzył chwilę i powiedział:
    
    – Macie rację, to stoi tu od jesieni zeszłego roku – to znaczyło tylko tyle, że nikt nie czyta tych bzdur, które straszą wszędzie w jednostce - pomyślałem
    
    – No to macie zajęcie szeregowy. Dwa tygodnie służby wartowniczej, a potem was znajdę i zobaczymy co potraficie.
    
    – Tak jest, panie kapitanie.
    
    – Odmaszerować.
    
    Nie wiedziałem o co chodzi, jednak świtała mi myśl, że jakoś przeżyję ten „syf”.
    
    Od pierwszego dnia zostałem wrzucony w kierat służby wartowniczej, po sprawdzeniu mojej biegłości w zakresie regulaminu służby wartowniczej. Już w pierwsze popołudnie wylądowałem na wartowni. Dwadzieścia cztery godziny służby, czyli dwie godziny warty, dwie godziny snu i dwie godziny czuwania w trzech turach. Poznałem wtedy kolegów z drużyny. Załamanie, sami „twarzowcy”, naród pszenno-buraczany, katastrofa. Jedynie kapral Kotlarczyk wyglądał i mówił normalnie. Starałem się trzymać na uboczu, ale słyszałem, że dzikowi trzeba wpierdolić, bo „dzik jest młody, że fala go musi dotrzeć”. Zapowiadało się ciekawie. Zapamiętałem sale, w której będę spał. Dwanaście łóżek w dwóch rzędach po sześć z każdej strony. Jedno pod oknem, następnie dwie pary, po dwie złączone koje i ...
    ... ostatnie przy ścianie koło drzwi. Będzie ekstatycznie i to bardzo, czułem jak tyłek marszczy mi się ze strachu: jedenastu wrogów co noc będzie mnie gnoić, a przecież po nich widać, że to młode wojsko, pewnie ostatni pobór, sami docierani przez starszą falę. Zapowiadała się walka o życie.
    
    Następnego dnia po służbie poszedłem do kantyny kupiłem fajki, pastę do zębów i trochę słodyczy. Byłem głodny, żarcie było z kategorii „dla psa”, z tym że tańszego, jak mawiał kolega Waldek z akademika. Już wychodziłem gdy od stoliczka stojącego w środku, odezwał się prawie bezzębny dryblas, z popuszczonym pasem i opinaczami kamaszy i spranym mocno, zaciasnym moro
    
    – Tej, kurfa, dziku – zaseplenił – Jak masz na imię?
    
    – Janusz.
    
    – Weee, wiara jak on się, kurfa, do fali melduje – rzucił ni to do mnie, ni to do trzech goryląt siedzących przy kantynianym stoliczku. – Dziś, kurfa, dziku stajesz w nocy do raportu. Regulamin na dotarciu wyjebiesz.
    
    Stałem patrząc na ten zwierzyniec, słuchając ich bulgotania, które było śmiechem. Myślałem „O! O! O! To będzie jedna z niezapomnianych, szampańskich nocy życia”. Przecież oni mnie zapierdolą na miękko. Nasłuchałem się o fali i jej metodach. Jednak patrząc na twarze, które do tej pory poznałem w jednostce, nie widziałem żadnej skażonej procesem myślenia. Zrobiło mi się sucho w gardle.
    
    – Tej, dzik, wypad – rzuciło, któreś z goryląt.
    
    Wyszedłem, zapaliłem fajkę, ostry dym „Radomskich” wypełniał mi płuca. Może zagram na zioma? Faceci byli na bank z ...
«1234...15»