Sesja z SB. Czy jestem prostytutką? (7/12)
Data: 17.03.2022,
Kategorie:
Sex grupowy
Hardcore,
Dojrzałe
Autor: eksperyment
ROZDZIAŁ VII. CZY JESTEM PROSTYTUTKĄ?
Dolarowe pożądanie
Mimo kilku dolarowych wydatków, pozostało mi więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek miałam. Mimo to planowałam kolejne wyjście na dancing.
„Prostytucja jest jak narkotyk” – tłumaczyłam to sobie. – „Potrzebuję nowej dawki adrenaliny.”
Umówiłam się z Zuzią, jak tydzień wcześniej, lecz tym razem pozostałam u niej aż do północy. Pod hotel podjechałam taksówką. Pewnie weszłam do środka, nie tłumacząc bileterce, czemu proszę o jeden bilet. Z uśmiechem skierowałam się prosto do baru, gdzie siedziały dziewczyny do wzięcia. Celowo usiadłam z boku, licząc że moja uroda i tak szybko kogoś przyciągnie.
Na scenie właśnie odbywał się strip-tease i przez parę minut nikt mnie nie zaczepiał. Jednak chwilę po pokazie do baru podeszli mężczyźni z „widowni”. Jeden z nich dosiadł się do mnie. Starszy, po pięćdziesiątce. Duży i gruby, ale zadbany.
– My name is Jacob – przedstawił się. – Would you like a drink?
Sączyłam alkohol przez słomkę. Jacob trochę opowiadał o sobie, pochodził z Danii i był w delegacji służbowej.
– Would you make me a blowjob in the toilet? – zapytał, po tym jak odstawiłam na stół pustą szklankę.
„Co za tupet! Jak on może tak do mnie mówić!?” – oburzyłam się w duchu, lecz po chwili doznałam olśnienia. – „Przecież tak właśnie rozmawia się z… hotelowymi kurwami!”
– Za ile? – spytałam.
Zerknęłam na jego spodnie. Wyraźnie nabrzmiało mu w kroczu.
– 50 dolarów? – zaproponował.
– Moja cena ...
... to 100 – odpowiedziałam.
Jacob zerknął w kierunku baru, jakby upewniając się co do słuszności wyboru.
– Ja, good – powiedział. – Idź do męskiej toalety i tam się spotkamy.
Nigdy nie chodziłam do męskich szaletów, w szczególności w nocnych lokalach. Miałam straszną tremę. Przez chwilę stałam w holu przed wejściami, poprawiając włosy przed dużym lustrem. Kiedy przez drzwi z trójkątem wyszło dwóch panów, korzystając z okazji zerknęłam do środka. Nie dostrzegłam nikogo i gdy mężczyźni się oddalili, szybko weszłam do środka. Zamknęłam się w jednej z kabin.
Czas bardzo mi się dłużył. Siedziałam na sedesie, cała spięta. Martwiłam się, że Jacob się rozmyślił i że niepotrzebnie robię z siebie idiotkę. Miałam wrażenie, że słyszę bicie swojego serca.
„Cóż” – pocieszałam się. – „Każda praca ma pewne wymogi i niedogodności.”
W końcu usłyszałam czyjeś kroki.
– Mery!? – rozległ się głośny szept.
– I’m here – odpowiedziałam i uchyliłam drzwi.
Do ciasnej kabiny wtargnął wielki Jacob. Przed oczami miałam rozchylone poły jego szarej marynarki, z eleganckiego tropiku. Szybko zaczął rozpinać spodnie, nie na pasku, ale na szelkach. W Polsce nie nosiło się wtedy szelek i były one symbolem obciachu. To odkrycie trochę mnie rozbawiło i odprężyło.
Jacob nie radził sobie z guzikami, rozpinanie spodni zupełnie mu nie szło. Może z uwagi na wcześniej wypite drinki, a może przez zdenerwowanie i podniecenie sytuacją? Może przeszkadzało mu patrzenie na ręce?
– Sorry Jacob – ...