Mnich
Data: 06.04.2023,
Kategorie:
miłość,
Zdrada
depresja,
samotność,
Autor: XXX_Lord
... krokiem ze spożywczego w kierunku mieszkania, lawirując między tłumem przechodniów i odbijając się od nich niczym narciarz od tyczek slalomowych. Czułem, że moc wiosny działała wtedy również na mnie. Mój codzienny, poranny rytuał polega na podniesieniu zmęczonej walką z demonami głowy, spojrzeniu w lustro podkrążonymi oczami i wyjściu po kilkunastu minutach na zewnątrz. Choćby po to, żeby ostatecznie nie oszaleć i zachować choć resztki zdrowego rozsądku.
- "Tak, tak, tam w lustrze to niestety ja, tak, tak, ten saaaam!" - jakże prawdziwe słowa, wyśpiewywane przez Grzegorza Ciechowskiego rozbrzmiewały w mojej głowie. Szkoda go, jestem tchórzem i nie potrafię ze sobą skończyć, ale z chęcią zamieniłbym się z nim miejscami. Ot choćby dlatego, że ziemski padół stracił świetnego muzyka i dobrego człowieka. A ja znalazłbym w końcu ujście mojej apatii i żalu. W czerni śmierci.
Majowy poranek tchnął nieco radości w moją wypełnioną ciemnością i gęstą mgłą duszę. Kwitnące bzy, śpiew ptaków i uśmiechnięte twarze przechodniów - kombinacja jakże rzadko spotykana na polskich, a w szczególności warszawskich ulicach, gdzie często dominuje szarość, wyblakłe i smutne oblicza, grymasy wściekłości i bluzgi.
Wracałem ze sklepu niosąc w torbie kilka bułek, plasterki wędliny, kefir, pomidora i butelkę wódki. W słuchawkach dudniła „Suka” O.N.A. Tak, Chylińska kiedyś była wredną suką. Naprawdę ostrą laską, która nie pierdoliła się w tańcu. Niestety wygrzeczniała, mainstream ją stępił i ...
... wygładził. Szkoda.
Ulica Grochowska w okolicach Ronda Wiatraczna jest zazwyczaj zatłoczona, zwłaszcza w sobotni poranek, gdy wszyscy spieszą w kierunku lokalnego bazarku, mieszczącego się za odbudowanym Uniwersamem Grochów. Z ulgą wydostałem się
z dzikiego tłumu i mijając pętlę autobusową skierowałem przez przejście dla pieszych na północną stronę Ronda.
Na szczęście był długi weekend majowy i sporo warszawiaków opuściło miasto. Nie znoszę tłumów, centrów handlowych, zbiegowisk i imprez masowych. Dziwak ze mnie i odludek. Mam tego świadomość.
Zbliżając się do bloku, w którym mieszkam kątem oka zauważyłem dwójkę dzieciaków w wieku około jedenastu-dwunastu lat, grających w piłkę niedaleko przystanku autobusowego linii 125.
Głupie bachory, ktoś powinien im uświadomić, że kopanie tutaj futbolówki to igranie z ogniem!
Zamierzałem podejść i naprostować małolatów, ale w ostatniej chwili uprzedził mnie... ojciec jednego z nich. Jak się okazało sprzedawca ze straganu za przystankiem. Krótka, żołnierska reprymenda wystarczyła, żeby dwóch młodzieńców ze spuszczonymi głowami zaprzestało naśladowania Lewandowskiego i Milika.
Z nikłym uśmiechem odwróciłem się w kierunku przejścia dla pieszych i zamierzałem ruszyć do domu. Skupiłem się tak mocno na próbie ominięcia pozostałych przechodniów, że...
Dopiero w ostatniej chwili zauważyłem jednego z chłopców wybiegającego około trzy metry ode mnie na jezdnię za piłką.
To gówniarz, powinien dostać wpieprz jakich mało - ...