1. Maskarada


    Data: 04.10.2019, Kategorie: Inne, Autor: Podła Ala

    - Przepraszam, wybacz – mówiłam wyswobadzając się z przyjacielskich ramion. – Nie powinnam cię obarczać – chlipałam nosem, – ale tak jakoś wyszło…- daj spokój – słabym uśmiechem i dłonią na ramieniu starał się dodać otuchy. – Jestem na miejscu – objął ramieniem przyciągając do swojego boku i poprowadził do najbliższej ławki. Wieczór był chłodny, z ust uciekały obłoki pary, ale powietrze stało bezwietrznie. Gwiazdy błyszczały jak małe kryształki.- No dalej, wyrzuć to z siebie. – Usiedliśmy. Westchnęłam uspokajając oddech.- Nie wiem jak to się stało? To właściwie nic takiego. Wiesz, bez motyli w żołądku. Ale jest mi teraz tak źle… a tamto wspomnienie jest diametralnym przeciwieństwem… wychodzi na to, ze beczę użalając sięnad sobą…Słuchał cierpliwie nie wtrącając farmazonów. Od czasu do czasu masując moje ramię.- Pamiętasz ostatnią zabawę karnawałową? – Uśmiechnął się pod nosem.Wenecki karnawał był świetnym motywem przewodnim. Wszyscy goście nosili maski. Miałam piękną maskę ozdobioną gęsim puchem i drobnymi srebrnymi kryształkami w okolicy oczu. Wyglądała jak skrzydło anioła i przysłaniała tylko górną część twarzy, podkreślając spojrzenie błękitnych oczu.- Wiem, że ludzi było tam mnóstwo, ale pamiętasz może chłopaka w masce z orlimi piórami? – Zamyślił się prze chwilę.- Tańczyłaś z nim, jest na kilku zdjęciach.- Tak, tańczyłam… - znowu spuściłam głowę. – Rozmawialiśmy, wiesz takie gatki szmatki o niczym. Ale miał taki wibrujący głos, jakby mruczał mówiąc. Jakby mnie ...
    ... prowokował. I nie mogłam się oprzeć, zaczęłam z nim flirtować. – Na to wspomnienie uśmiechnęłam się do siebie. – Kurcze, banalna historia: pare drinków, słodkie słówka, zalotne spojrzenia… tylko, że… Nie umiem tego nazwać! Może sposób,w jaki przesuwał dłonią po moich plecach, a może spojrzenie tych miodowych oczu… zapomniałam gdzie i z kim jestem. Kiedy wrócił do stołu, zerkałam ukradkowo. Przyłapał moje spojrzenie, za każdym razem uśmiechał się delikatnie pochylając głowę. Dziewczyna u jego boku zajęta była rozmową. Jest w tym jakiś czar, do koła panuje gwar, przygaszone światła, głośna muzyka, a my spojrzeniem wykrawamy sobie chwilę – taką mała stop klatkę. Zauroczył mnie, zainspirował, zahipnotyzował – sama nie wiem… W pewnym Momocie kiwną ledwie dostrzegalnie głową, uśmiechał się do swojego rozmówcy, ale patrzył w moje oczy. Ten gest był jak list, jak mapa, jak sygnał. Wiedziałam czego chce i nawet siłą woli, gdybym takową wówczas posiadała, nie potrafiłabym mu odmówić. Na klatce schodowej, na parterze, blisko wyjścia była zorganizowana palarnia i klub dyskusyjny w jednym. Nie było tam wcale ciszej niż na sali. Schody powyżej prowadziły do zamkniętych, przeszklonych na kolorowo drzwi. Zdobycie klucza do tego pomieszczenia nie stanowiło trudności. Wystarczyło wiedzieć gdzie odwiesza je szef kuchni. A ja wiedziałam… Wchodząc do pomieszczeń kuchennych udałam, że czegoś szukam, a rozejrzawszy się do koła ukryłam klucz w zaciśniętej dłoni. Tanecznym krokiem z uśmiechem przyklejonym do ...
«123»