Wspomnienia
Data: 22.09.2023,
Kategorie:
Sex grupowy
swingersi,
Autor: Anita
Na przełomie maja i czerwca 2006 r. obchodziliśmy z mężem piątą rocznicę ślubu. Jesteśmy parą nadal bezdzietną. Mój mąż Marek ma teraz 30 lat, ja 28. Mam na imię Anita pochodzę z dużego miasta w środkowej Polsce. Jestem dość niskiego wzrostu ozdobiona niewielkimi acz kształtnymi piersiami, włosy mam proste, dość długie - kasztanowe, z licznymi jasnymi pasmami. W połowie czerwca zaprosił nas do Irlandii brat mojego męża. Uznaliśmy to za szczęśliwy traf, że będziemy mogli zrobić w końcu prawdziwy miesiąc miodowy. Wyruszyliśmy na wyprawę w nieznane. Zamieszkaliśmy u brata Marka w willowej dzielnicy Belfastu.
Pierwszy tydzień poświęciliśmy we dwójkę na objeżdżaniu Irlandii i poszukiwaniu ruin starych zamków (od zawsze fascynowały Marka). Mój szwagier w końcu uznał, że dosyć tego bezcelowego szwendania się po kraju i że powinniśmy czegoś użyć. Trzy dni później zjawił się z wejściówkami dla mnie i dla Marka, do zamku miłości na wyspie Achill Island, na zachodnim wybrzeżu Irlandii. Nie wiedziałam co to jest za zamek, ale żona mojego szwagra wyjawiła mi całą tajemnicę. Jest to miejsce dla wtajemniczonych, do którego wejściówki rozchodzą się poprzez grono członków i zarazem założycieli tego miejsca. Jej kuzynka znała kogoś od kogo takie wejściówki dostawała. Miejsce to można określić jednym zdaniem "wyuzdana erotyka dla ludzi z fantazją i pozbawionych zazdrości o partnera". Data na wejściówce wskazywała, że to już pojutrze. Brat Marka poradził, że w związku z tym, że to daleko, ...
... abyśmy pojechali tam już jutro, abyśmy wypoczęli przed imprezą w jakimś hoteliku przed wjazdem na most wiodący na wyspę. Tak też uczyniliśmy. Po drodze Markowi opowiedziałam o tym miejscu, dokładnie to co usłyszałam z ust naszej gospodyni. Marek jako człowiek bardzo o mnie zazdrosny miał szereg wątpliwości, ale przekonywałam go, że nasze uczucie jest na tyle mocne, że taka przygoda nam na pewno nie zaszkodzi. Dał się w końcu przekonać. Ja w każdym bądź razie byłam szalenie ciekawa i napalona, choć tak do końca jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego co tam zastaniemy. Pruliśmy piękną drogą ku naszemu przeznaczeniu z czekami in blanco w kieszeni, którymi nas obdarował brat Marka. Dojechaliśmy nocą do hoteliku i zmęczeni padliśmy na łóżko nie wziąwszy nawet prysznica.
Obudziliśmy się następnego dnia przed godziną 13 (jesteśmy oboje śpiochami) i zaczęliśmy walkę o kabinę prysznicową. Po kąpieli poszliśmy do restauracji coś wrzucić na ruszt, przeszliśmy się po miasteczku i trochę po pobliskim klifie, a potem wróciliśmy do hoteliku przygotowywać się do imprezy. Wzięliśmy ponowną kąpiel, zrobiłam siebie na wampa ;) wpięłam w pępek kolczyk, zrobiłam manicure i byłam gotowa. Wyglądałam trochę dziwnie, bo jadąc do Irlandii byłam nastawiona na turystykę a nie imprezy, więc stałam przed lustrem w jeansach, cieniutkiej burgundowej bluzeczce i białym sweterku. Pomyślałam - a niech widzą jak wygląda wamp Made In Poland. Marek wyglądał już lepiej - sportowa marynarka, kwiecista koszula i ...