1. Przylapany przez matke 3/25


    Data: 27.10.2019, Kategorie: Nastolatki Autor: Lucjusz

    ... przyciągały mnie długo, były najbardziej widoczne na tle przeświecającej halki lub koszulki nocnej, ale mogłem je dostrzegać tylko w pełnym świetle słońca, stąd nieraz dziwnie kręciłem głową lub bujałem się na krześle. Matka to oczywiście inaczej interpretowała i martwiła się, czemu siedzę tak niewygodnie, zaraz spadnę. Dopiero później, gdy poznałem jej ciało lepiej, gdy nauczyłem się jej ciała wzrokiem, wystarczał mi cień odbicia słońca, by wszystko widzieć doskonale – w połowie oczami, w połowie realistyczną wyobraźnią wyćwiczoną na wspaniałym obiekcie. A może po prostu wiedziałem już, na co patrzeć, na co zwracać uwagę okiem fachowca i konesera. I wciąż mi się to nie nudziło.Z tą koszulką to w ogóle dziwna sprawa. Spała zazwyczaj w halce – krótkiej, śliskiej i oblepiającej ciało – i tak chodziła jeszcze rano nawet przy mnie. Dopiero potem, do śniadania, zakładała luźniejszą i ciut dłuższą bawełnianą koszulkę nocną. Tak lubiła.A ja nie narzekałem. Ani na jedno, ani na drugie.Jak wspomniałem, byłem wspaniałym dzieckiem, chętnie pomagającym, czy też raczej odciążającym mamę po całym tygodniu w niedzielnym śniadaniu. Co do zasady śniadaniu we dwoje. Matka w końcu przywykła, że ją usadzam na takim wysokim taborecie pod oknem, coś w stylu stołka barowego, a sam się krzątam, co najwyżej reagując na jej polecenia i rady. Usiądź sobie, mamo, spokojnie, a ja ciebie odciążę w pracy – każda matka o tym marzy i któraż matka by się nie dała na to nabrać? Perfidny plan był bardzo ...
    ... prosty: gdy tylko usiadła na zwykłym krześle, musiała zaraz wstawać, bo nagle nie dawałem sobie rady. Siedząc na wysokim stołku była zawsze w gotowości, żeby spuścić nogi na ziemię bez wstawania. A wtedy dbałem, żeby nie musiała się ruszyć ani razu.W końcu polubiła ten stołek i znalazła sobie na nim pozycję dla nóg, podciągając je wyżej. Widziałem, że się kontroluje, to znaczy kontroluje moje reakcje, ale ja byłem niewinny jak dziecko. A potem jak dorastające dziecko. I wykorzystywałem sytuację, żeby się do niej przytulać. Tak do czternastego roku życia mogłem do niej podchodzić na chwilę, akurat gdy była przerwa, bo jajka się gotowały, a wszystko inne było zrobione (oczywiście byłem mistrzem złego planowania, bo jajka można było spokojnie nastawić wcześniej). Rosłem wtedy jak na drożdżach, ale różnicę poziomów ratował jeszcze jakiś czas ten stołek, z którego matka nie dosięgała piętami ziemi. Miałem więc oprócz codziennego buziaka na dobranoc jeszcze jeden kontakt z jej piersiami – właśnie w niedzielne śniadania. Jajka lubiłem na twardo, więc było sporo czasu na przytulanie do piersi. Oczywiście pilnowałem, żeby łapskami nie zawadzić, bo bym ją spłoszył – ale i tak byłem w niebie. Staliśmy tak parę minut, a matka przytulała mnie i kiwała się trochę jak do kołysania, co wykorzystywałem umiejętnie do coraz lepszego wpasowywania się policzkiem w wystającą część biustu.Ale cały czas udawałem dziecko tuż, tuż, przed pokwitaniem.I świetnie mi się udawało, póki wzrostem nie przekroczyłem ...