Angelique d'Audiffret-Pasquier (VII)
Data: 05.04.2024,
Kategorie:
historia,
Sex grupowy
Podglądanie
Autor: Allegra_Monte
Następnego poranka, kiedy jeszcze spałam, Eveline wsiadła w powóz i bez pożegnania pojechała na stację kolejową. Powiedziała mamie, że otrzymała list od cioci Donatienne, w którym pilnie wzywa ją do powrotu do Paryża. Mamie ciężko było w to uwierzyć, zważywszy, że w ciągu ostatnich kilku dni nie otrzymałyśmy w domu żadnej poczty, ale nie czuła się na siłach powstrzymać siostrzenicę. Oczywiście wiedziałam skąd wzięła się nagła decyzja kuzynki. Moja napastliwość musiała być dla niej nie do wytrzymania. Mimo decyzji o wyjeździe ciągle jednak wierzyłam, że Eveline nie wyjechała z powodu wstrętu i niechęci, ale wręcz przeciwnie - musiała bać się obudzonych żądz i świństw, które wypełniły jej śliczną główkę. Uśmiechałam się na myśl o chaosie, jaki zapanował w czystym umyśle kuzyneczki. Żałowałam, że nie mogę przyjrzeć się z bliska skutkom, jakie wywarły na niej wydarzenia w naszym dworku. Los musiał jednak uważnie słuchać moich pragnień...
Po odkryciu romansu matki (jeśli mogę tak szumnie nazwać ich regularne sesje pieprzenia) muszę przyznać się ze wstydem, że kilkakrotnie zaczaiłam się w stajni na kochanków. Nie potrafię wyjaśnić swojej niezdrowej fascynacji, ale nie potrafiłam się powstrzymać przed podglądaniem parzącej się pary.
Dowiedziałam się przynajmniej skąd wzięły się moje brudne, lubieżne ciągotki, z jakiego źródła wypłynęły w mym młodym umyśle wyuzdane fantazje, których zawstydziłaby się stara kurwa. Moja matka okazała się prawdziwą chutliwą samicą. Stary koniuszy ...
... z ledwością był w stanie sprostać jej zachciankom i często widziałam ją wychodzącą z ukrycia z gniewnym wyrazem twarzy i rubinowym rumieńcem niezaspokojonych namiętności.
Któregoś dnia, gdy jak zwykle udałam, że wybieram się na przejażdżkę, przywiązałam konia w lesie i szybko wróciłam, chowając się w sąsiadujących z naszą posiadłością zaroślach. Zobaczyłam, że zjawili się moi dwaj kochankowie, synowie koniuszego, Bastien i Jean. Zdziwiłam się. W końcu to był zwykły dzień tygodnia i powinien zjawić się ich ojciec. Jeśli mama nie wiedziała o zmianie, to właśnie teraz czeka w stajni, w komórce, półnaga i rozpalona do czerwoności oczekiwaniem na starego satyra.
Chłopcy weszli do stajni nic nie podejrzewając. Odczekałam kilka minut i cichcem zakradłam się do drzwi. Zerknęłam do środka. Nikogo. To oznaczało, że bracia są już w komórce. Na palcach podeszłam do furtki komórki i wstrzymując oddech wsunęłam głowę przez szparę.
Ujrzałam barwną scenerię. Moja matka próbowała zakryć nagie łono jedną dłonią, gdy tymczasem drugą zakrywała piersi. Chłopcy patrzyli na nią w osłupieniu, ale mogłam widzieć, że wcale nie kwapili się do wyjścia. Kuląca się przed nimi kobieta próbowała nieporadnie pozbierać walające się po podłodze ubranie.
- Zaskoczyliście mnie... Nie spodziewałam się nikogo... Ach... Przepraszam... - rzucała zduszone słowa. Dziwiłam się, że nie wyprosi intruzów, ale domyślałam się, że cała ta sytuacja była dla niej zbyt wielkim szokiem. Poza tym miałam wrażenie, że ...