Sanatorium. Marta u chrześniaka cz. 21
Data: 01.11.2019,
Autor: Historyczka
... przyrodzenie, zrazu delikatnie i je głaskał.
- Jaka ta łasiczka wygolona! Ewidentnie zadbana przez swoją panią. Wypielęgnowana! A czy aby często karmiona? Zajrzyjmy jej do pyszczka.
W tym momencie wskazujący palec wjechał do mojej norki.
- Co też pan robi... proszę przestać... - protestowałam cichutko, właśnie jak myszka.
- O! Chyba tu wilgotno! Czyżby łasiczce leciała ślinka na karmienie? No to trzeba ją nakarmić!
- Nie... nie... niech pan tego nie robi...
Hipolit dołączył do wskazującego, środkowy palec.
- O! Chyba jęszcze więcej ślinki cieknie!
Oba palce wykonywały w mojej cipce powolne ruchy posuwiste. Czułam się, jakby zaczął mnie rżnąć. Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyknąć. Chciałam tego. Pragnęłam, żeby mi wsadził penisa. Jak kania dżdżu łaknęłam poczucia w sobie mięsistego bolca. Płonęłam ochotą, by doświadczać ruchów tego bolca we mnie, wbijania we mnie męskiego klina.
Nie mogłam powstrzymać swych jęków. Zrazu cichutkich, jakby łkania.
Dyrektor wiedział, że teraz musi przystąpić do zdecydowanego działania. Energicznie ulokował się między moimi udami, sprawnie unieruchomił mi ręce. Czułam się w pełni bezbronna, gdy kierował we mnie swój oręż.
Nie broniłam się już wcale. Jedynie protestowałam "pro forma".
Choć moje:
- Nie... nie... - było ledwie rozpoznawalnym kwękaniem.
Może sugerowałam się dobrem Maksia, nie broniąc się zbytnio?
Przyłożył czub swego potwora do "mordeczki łasiczki", jak ochrzcił już moją cipkę.
- Trza ją ...
... porządnie nakarmić! Dużym kęsem!
Po czym zaczął wpychać we mnie swego olbrzyma...
- Achhh... ach... - wzdychałam, wyrażając wielką ekscytację.
- Jak to się dławi, biedna łasiczka! Ale ma wąskie gardziołko!
Wbijał się we mnie zdecydowanie. Zaznawałam jakby nadziewania na rożen.
Zaczęłam już głośniej pojękiwać:
- Aaaaa... aaaa... aaaaaaa!
Wyraźnie go to podnieciło, bo zmobilizował się do potężnego pchnięcia. Stęknął i... wszedł we mnie jak w masło… Poczułam go na samym dnie pochwy.
Posiadł mnie gładko. Poczułam się jak nader łatwa zdobycz. Mlaskał z zadowolenia.
- Damulko... marzyłem o tej chwili, od kiedy weszłaś do mojego gabinetu. O naszpikowaniu twojej łasiczki! Nie myślałem, że mi pójdzie, jak po mydle!
A więc dał mi do zrozumienia, że poszło mu ze mną, jak z płatka.
Nic nie odpowiedziałam, jedynie delikatnie zawodziłam, gdy poruszał się we mnie.
- Aaaa... aaaj... aaajjj...
Hipolit sapał.
- Trzeba należycie podtuczyć łasiczkę... Niech poczuje w brzuszku solidną porcję!
Zaznawałam owych "solidnych porcji". Hojnie dawkowanych.
Zaczęłam się obawiać, czy moja "łasiczka" nie zostanie nakarmiona innego typu "solidną porcją".
Przecież w tak dziwnej sytuacji, nie napomniałabym go, żeby założył gumkę...
Gdy jego pchnięcia były tak potężne, że myślałam, że wysłużone łóżko rozleci się pod ich wpływem, moje zaniepokojenie wzrosło. Postanowiłam go jednak upomnieć.
- Panie Hipolicie... proszę... niech pan uważa... niech pan uważa, ...