Arystokrata (IX)
Data: 30.04.2024,
Kategorie:
Brutalny sex
zbiorowe,
upokorzenie,
niewolnik,
Autor: violett
... że ma rację. Rays operował słowami równie boleśnie jak ręką.
– Tak, Panie – odparł cicho zgodnie z prawdą. Na szczęście, arystokrata nie dostrzegł tej słabości, gdyż głośny wybuch śmiechu Suzann ściągnął uwagę Roberta na mocno ożywione towarzystwo, ciągle tkwiące na podjeździe.
– Jeśli pozwolisz, tę niezwykle inspirującą rozmowę dokończymy później… w bardziej intymnych okolicznościach. – Posłał jeszcze osobistemu bardzo wymowne spojrzenie, po czym wydał krótki i oschły rozkaz: – Idziemy.
Drugi odetchnął, kiedy jego pan natychmiast skierował się ku rozbawionym mężczyznom i brylującej wśród nich żonie. Pocierając drżące dłonie, podążył za nim ze wzrokiem wbitym w ziemię. Kiedy Rays starał się zwołać wszystkich do wnętrza domu, niewolnik zastanawiał się, do czego tak naprawdę pił Robert. Stojąc tuż przed wejściem do podziemi rezydencji, aby przepuścić przybyłych mężczyzn, spoglądał na szare niebo i ogromne gmaszysko. Szczerze nienawidził tego miejsca, ale musiał jednak przyznać, że widok na posiadłość był niezwykle malowniczy. Położona u podnóża wzgórza rezydencja, otoczona z dwóch stron lasami i olbrzymim stawem w centrum urokliwego parku, sprawiała wrażenie niesamowitego spokoju i bezpieczeństwa. Estetyki okolicy dodawały położone niżej zadbane budynki gospodarcze, z okalającymi je łąkami pociętymi białymi ogrodzeniami dla koni, wśród wielkich, starych drzew wyznaczających granicę gospodarstwa. Wymarzone miejsce do zamieszkania, o którym kiedyś w ten sposób myślał, a ...
... o tym, jak przewrotnie marzenia potrafią się spełniać, przekonał się na własnej skórze. Uważaj, czego pragniesz…
Mimowolnie zadrżał, opuścił wzrok i pochylił się kornie przed niespiesznie podążającymi mężczyznami, od których wyraźnie czuć było alkohol. Podpici i rozbawieni zachowywali się krzykliwie, o coś się między sobą spierając i zachwalając walory Suzann Rays. Drugi niecierpliwie oczekiwał, aż wszyscy wejdą. Powinien już znajdować się przy Robercie, aby nie narazić się na jego gniew, lecz goście ociągali się z wejściem do środka. W końcu, jako ostatni, przynajmniej tak się zdawało niewolnemu, przeszedł brodaty, lekko sepleniący Nargis Mormon, którego bezbłędnie rozpoznał po głosie i z którym spotkał się w nieprzyjemnych okolicznościach, przebywając z Raysem na dzielnicach. Nabrał powietrza do płuc i podniósł wzrok, natykając się na uważne spojrzenie ciemnych oczu. Natychmiast skłonił się i odsunął jeszcze dalej od drzwi prowadzących do sutereny, aby ułatwić przejście. Mężczyzna przystanął na chwilę, aby przyjrzeć się niewolnikowi, a po chwili opieszale podążył za towarzyszami. Jasnowłosy zerknął kątem oka za odchodzącym: niewysoki i szczupły, krótko ostrzyżony, kogoś mu przypominał. W jego powolnych, ale rytmicznych ruchach dostrzegł coś niepokojącego. Cholerny dzień! Przez skórę czuł kłopoty. Robert od rana nie miał humoru, Martin podniósł mu ciśnienie na plantacji, a rozmowa z siostrą mocno nadszarpnęła jego nerwy. W duchu osobisty miał nadzieję na spokojny wieczór, ...