Kamilla
Data: 09.11.2019,
Autor: bieniek
... rozebrałem ją z puchowej kurtki. Nieprzytomny rozpinałem guziki bluzki. Nie tak prędko. Daj mi chwilę. Chwila trwała wieczność. Kiedy weszła do pokoju w mini sukience i klapkach, świat zawirował mi przed oczami. Przez chwilę patrzyła przepojona dumą na moje bezgraniczne pożądanie. Ja też cię kocham – szepnęła, w jednej chwili zrzucając sukienkę i wysuwając wąskie stopy z japonek. Aksamit cudownych piersi przenosił w stan nieważkości. Kiedy włożyła mi język między zęby, doznałem wniebowstąpienia. Nie wiem kiedy rozebrała mnie do naga. Kąpiemy się? Oczy powiedziały wszystko. Wanna jest mała. Zmieścimy się. Szum wolno płynącej z kranu wody stanowił idealny akompaniament. Kontemplowałem oralnie każdy szczegół wymarzonej kobiety, począwszy od palców stóp poprzez łydki, uda, pachwiny aż do boskiego zwieńczenia, bezwłosej orchidei z rozchylającymi się coraz bardziej płatkami. To przypominało wyścig. Chciałem zachować w pamięci i nasycić się smakiem i zapachem Kamili, zanim znikną pod wodą. Kiedy tafla sięgnęła talii, usta instynktownie powędrowały w stronę wzwiedzionych sutków. Atłas piersi skontrastowany z szorstkością ciemnych brodawek, ich smak i zapach były niezrównane. Czy mogę się na tobie położyć? – zapytała. O niczym bardziej nie marzyłem. Ciało Kamili przylgnęło do mojego jak plaster miłości. Całowałem czarną główkę bez pamięci. Dotyk przerastał marzenia. Zakochiwałem się w każdym szczególe zniewalającego ciała, mogąc jednocześnie pieścić i podziwiać. Myłem zachwycający ...
... jędrnością biust a potem srom, z góry do dołu, jak nakazuje medycyna. Tego już nie wytrzymała. Odwróciła się. Tylko nie przestawaj – usłyszałem. Lizaliśmy się w nieskończoność, podczas kiedy moja dłoń bezwiednie głaskała największy skarb. Chyba oboje w tym samym momencie zrozumieliśmy, że nie zdążymy do łóżka. Kamila uklękła. Dopiero wtedy ujrzałem przepiękny wytatuowany ornament u szczytu pośladków. Klęcząc za nią całowałem jednocześnie oba dzieła sztuki. Penis sam powędrował pomiędzy rozchylone różowe płatki. Kurczyły się w rytm ruchów zwanych frykcyjnymi, nieuczonymi, danymi mężczyźnie w spadku pokoleń. Umierałem ze szczęścia ocierając żołądź o marszczki jej pochwy. O jakże dziękowałem naszemu wykładowcy anatomii. Proszę państwa. Nie mylcie zmarszczek z marszczkami. Są zupełnie gdzie indziej i czemu innemu służą – powiedział. Teraz zrozumiałem, że ich naturalna, łagodzona lubrykacją szorstkość jest najpiękniejszym prezentem dla męskiej żołędzi, pogrążanej coraz szybciej w upragnionym miejscu. I było mi wstyd, że nie mogę jej zaspokoić. Podniecenie było zbyt silne. Rozkosz wytrysku połączonego z obrazem ideału kobiety, godnego skrzypiec Stradivariusa, była nieporównywalna. Dziewczyna w kształcie liry, przepiękna i młoda, klęcząca przede mną i pozwalająca penetrować swój największy skarb. Umierałem z rozkoszy mając jednocześnie świadomość, że to śliczne stworzenie daje mi niemożliwy w tym momencie do odwzajemnienia prezent. Całowałem od stóp do głów wycierając najdroższą, zanim ...