1. Szkolny sklepik


    Data: 05.07.2024, Kategorie: Mamuśki Nastolatki Autor: Sztywny

    ... do pani Maryny.
    
    - Halo? Wszystko w porządku? - Mój głos wydawał się dziwnie obcy, kompletnie zagubiony.
    
    Płacz ustał, na zapleczu zrobiło się przez chwilę głośno, po czym wychyliła się kobieta w obłokach dymu i woni kwiatów. Uśmiechała się szeroko, ale lekko rozmazany makijaż nie pozostawiał wątpliwości.
    
    - W czym mogę ci pomóc, Marcinku? - Lekko łamiący się głos, próbował być uwodzicielski.
    
    Coś było na rzeczy. Co jak co, ale nie byłem nikim specjalnym wśród uczniów i nauczycieli. Ot, kolejny przemielony przez system edukacji: za dobry na alkoholizm, za słaby na karierę. A jednak znała moje imię. Mogła oczywiście gdzieś je usłyszeć, ale nigdy nie okazywała mi większego zainteresowania ponadto, którym obdarzała każdego chłopaka w szkole. Postanowiłem jednak te obserwacje zepchnąć w głąb umysłu, wciąż drażniony dziwnym uczuciem z tyłu głowy, które nasi przodkowie nazwali sumieniem.
    
    - Słyszałem płacz, czy wszystko w porządku?
    
    - Co? A nie, to z radia leciało. - Mógłbym nawet uwierzyć, ale wciąż miałem przed oczami jej twarz i smutne oczy, nie pasujące do szerokiego uśmiechu, odsłaniającego pożółkłe zęby.
    
    - Jeśli coś się dzieje, proszę mi powiedzieć.
    
    Nie włożyłem w to zdanie jakiegoś ładunku emocjonalnego. Ot, zapytałem z uprzejmości, raczej oczekując kolejnego kłamstwa, w które byłem gotowy już uwierzyć i ruszyć dalej w swój egoistyczny mały świat. Tego, co nastąpiło później, nigdy bym nie przewidział.
    
    Pani Maryna wybuchła gromkim płaczem, zarzucając ...
    ... rękami i wpadając w torsje. Zachowawszy resztki świadomości, skryła się na zapleczu, by tam kontynuować pieśń rozpaczy. Rozejrzałem się, by stwierdzić, że jestem sam. Z jednej strony czułem zawód, gdyż nie było nikogo do pomocy. Z drugiej jednak strony nie było świadków, którzy zobaczyliby, jak wchodzę do sklepu i kieruję się na zaplecze. W tamtej chwili wyobrażałem sobie, jakie historie zaczęłyby krążyć po szkole. „Marcin – pierwszy który uległ Marynie”, „Marcin – wybawiciel uciśnionych ekspedientek”, „Marcin – milfojebca”. Na ostatnią myśl przeszły mnie dreszcze.
    
    Muszę przyznać, ze to dziwne uczucie wejść do szkolnego sklepiku. Chociaż robiłem tu zakupy przez całą naukę, nigdy nie byłem po drugiej stronie. Widząc zeszyty, kasę i pudełka ze słodkościami, poczułem się jak intruz na statku kosmicznym obcej cywilizacji. Czym prędzej zniknąłem na zapleczu. Nie będę rozwodził się nad pomieszczeniem, kwitując krótko, że przypominał pokój nastolatki, kochającej róż i mającej problem z papierosami. Na starym zdezelowanym tapczanie siedziała sprawczyni mojej obecności w tym, jakże obcym świecie.
    
    - Co się stało, pani Maryno?
    
    Wystraszyłem ją. Widocznie za cicho się zachowywałem, gdyż jak tylko mnie usłyszała, przestała płakać i chciała się zerwać do ucieczki. Kilka sekund zajęło jej uświadomienie sobie, kim jestem. Znów zawyła, ale zdążyła jeszcze krzyknąć:
    
    - To koniec!
    
    W głowie pojawiły się przeróżne wytłumaczenia lakonicznego zdania pani Maryny. Koniec świata? Koniec jej ...
«1234...»