Czas grozy (II)
Data: 22.07.2024,
Kategorie:
historia,
dama,
wikingowie,
średniowiecze,
rozbieranie się,
Autor: historyczka
... błyskiem w oku. Niezmiernie rozpalała go ta rozmowa.
- Ano chwalił się sługa boży, że, jak to mówił „jego pastorał wojował nie zgorzej niż miecz. Że srodze dźgał w cel… i że ty turkaweczko, musiałaś długo nogi rozkładać i że dał ci do wiwatu”.
- Och… tak…
- I że potem cały dzień ledwo przy stole zmogłaś usiedzieć! Ha ha ha! Tako ciebie przećwiczył! Prawda to?
Oczka władcy świdrowały Marthę.
- Ano cóż… jam jeno słaba białogłowa… A jego wielebność, to, za przeproszeniem, chłop na schwał…
Karol wizualizował sobie tę piękną damę, w łożu biskupim, szeroko rozkładającą nogi, pod tłustym cielskiem sługi kościoła, raźno pracującym lędźwiami. Ciężkie, solidne łoże, a i tak skrzypi!
„Jakoż to prawił ojczulek? Że ta nobliwa damulka, przyciśnięta, jęczy tak jakoś dystyngowanie, tak uroczo… zrazu cichutko, ale jakby oddawała hołd swemu zdobywcy…
Psia krew! Jak ja chcę to usłyszeć!”
- Nasz wspólny znajomy, sługa ołtarza, chwalił twój głos… zwłaszcza w afekcie…
„A to łachudra! Gadzina! Wszystko musiał wypaplać! Ględził, jak to uwielbia słuchać jak stękam, dopraszał się, żebym stękała głośniej… Ale… wychodzi teraz na to, że opisywał to jak jęczę, innym mężom??? Cóż to dla mnie za wstyd!”
- Martho, a czy prawda to, że wielce pobożny ojczulek, także w łożu dowodził swej żarliwości religijnej? Pono kazał ci się w nocy spowiadać???
„Ach! Tego upokorzenia nie zapomnę do końca życia! Przepytywał mnie z tego, jak grzeszyłam… Jak straciłam cnotę…? Ilu mężczyznom ...
... się oddałam? Lubieżnik! Po klika razy musiałam to samo opowiadać. Komu nadstawiłam zadka…? Kiedy ostatni raz byłam chędożona…? I musiałam opisywać to ze szczegółami… Choćby to, gdy spowiadałam się z mojego spotkania z rzeźnikiem, z tego jak zaciągnął mnie na przęterek… Ileż wstydu się wtedy najadłam! Ojciec ołtarza??? Stary, sprośny wieprz!”
- Cóz ci rzec panie… Zaiste, żarliwie pobożny jest jego wielebność… A że mnie spowiadał, to takoż prawda… bardzo drobiazgowo.
Karol zamyślił się.
„Ależ taki, nawet pośledni, księżulek to ma raj! Może wszystkie dziewki przepytywać z tego, jak były chędożone! Ależ bym sobie tego posłuchał!”
- Martho, bardzom tego ciekaw. A, jakoż ocenił to, żeś grzeszyła?
„A to jucha! I to też musiał opowiadać! To, że po tym, gdy przyznałam się do tego, że sypiałam z innymi mężami, ilu mnie posiadło i w jakich okolicznościach, począł mnie nazywać - a to wszetecznicą, a to sprzedajną dziewką. Grzmiał – nadstawiałaś zadka, komu popadło – to teraz mi go nadstawiaj na pokutę – i prał mnie sążniście dłonią po pośladkach. Puszczałaś się! Jesteś dziewką lekkich obyczajów!”
- Cóż panie, widzę, że ksiądz arcybiskup raczył ci wiele opowiedzieć. Zapewne i to jak się srożył. Jak nieprawnie huczał na mnie – że się źle prowadzę. Nawet, przykro to gadać - nazywał mnie – ladacznicą… Cóż… chyba to taka jego słabostka…
- A to wyborne! Klecha chędożył cię sam, a jednocześnie wyzywał od dziwek!
„Ciekawe panie, jakie ty masz słabostki? Bo pachniesz mi ...