Koniec beskidzkich uciech (IV)
Data: 28.08.2024,
Kategorie:
Lesbijki
małżeństwo,
Sex grupowy
Autor: BlueNight
... przygotowany bufet śniadaniowy. Z trudem zmusiłam się do zjedzenia porcji płatków, dopiero teraz odkrywając, jak bardzo wymęczyły mnie ostatnie dni. Telefon zawibrował mi w kieszeni.
– Dlaczego nie odbieracie? Wczoraj trzy razy do was dzwoniłam – moja mama rzuciła z lekkim wyrzutem.
– Nie mogliśmy, zostawiłam telefon w pokoju – odpowiedziałam cicho.
– Marek też?
– Tak. Coś się stało?
– Oj nic takiego.
– Jak Kamil sobie radzi?
– Jak zwykle, pełen energii. Nie daje dziadkowi spokoju.
Głos mojej mamy i podekscytowanego syna w tle, sprawił, że mimowolnie się uśmiechnęłam.
– Jak się tam bawicie, w tych górach? – zapytała.
– Dobrze, odpoczywamy. Chodzimy po górach. Aura dopisuje.
– Korzystajcie. Kamil zaraz dam ci mamę. Nie tylko ty się stęskniłeś – roześmiała się i przekazała telefon dalej.
Po chwili ciszy przerywanej szczekaniem psów odezwał się głos syna. Jak zwykle krzyczał radośnie do słuchawki, zmuszając mnie do odsunięcia telefonu od ucha. Leniwie przegarniałam płatki w misce, słuchając jego opowieści, jak dziadek uczył go robić karmnik dla ptaków, a potem piekli z babcią pierniki.
Patrzyłam przez okno, jak krople deszczu kreślą przerywane linie na tafli okna i mimowolnie się uśmiechałam.
Sobota upłynęła nam nad wyraz leniwie. Spotkaliśmy się jeszcze z Tomkiem i Sandrą przy stole bilardowym. Przy kolejnej partii Sandra zbliżyła się do mnie i zaczęła szeptać konfidencjonalnym tonem.
– Wiesz, nigdy wcześniej nie dotykała mnie ...
... inna…
– W porządku.
– Chyba nie jestem bi, czy coś, co nie?
– Nie, a nawet jeśli. Podobało ci się?
– To nie dla mnie. Było przyjemnie, ale nie zrozum mnie źle.
– Wolisz facetów? Wiesz, to był mój pierwszy raz z kobietą, odkąd miałam 14 lat.
– Serio? – spojrzała na mnie zaskoczona.
– Tak, długa historia. Odkrywanie kobiecości w towarzystwie koleżanki z klasy.
– Wygląda na to, że to lubisz. Dlaczego skończyłaś? Chyba nie przestało cię to kręcić, co?
– Głupia historia. Mieszkałam, wtedy w internacie – zaczęłam, popijając piwo.
– Mhm.
– I przyłapała mnie jedna z nauczycielek, która i tak za mną nie przepadała – mówiłam poirytowana.
Stara, wredna jędza. Wysoka z włosami w koczek i manierami szlachcianki, wielka córka podpułkownika. Do dzisiaj pamiętam panią Zofię i jej złośliwy uśmieszek. Wychudła sucz.
– Powiedziała twoim rodzicom?
– Co? Nie, uznała, że trzeba mnie oduczyć takich zboczeń.
– Nie brzmi to przyjemnie.
– Nie było – rzuciłam.
Od tamtego razu i tego ciasnego, pełnego kurzu, ciemnego i gorącego kantorka za klasą numer 15...
– W porządku, biedactwo – wyszeptała.
– Dziękuję, nie chciałam ci psuć nastroju. Jakbyś potrzebowała pogadać, daj znać.
– Nie zepsułaś i wzajemnie.
*
Niedziela była dniem pakowania się. Mieliśmy w planach zobaczyć trochę gór przed wyjazdem. Wstaliśmy, więc parę minut po ósmej i zjedliśmy szybko śniadanie. Wtedy w kącie dostrzegłam zaspaną jeszcze twarz nieznajomej złodziejki. Poszłam z nią, ...