Niemoralna propozycja. Marta i urzędnik
Data: 19.06.2023,
Kategorie:
Brutalny sex
Twoje opowiadania
Autor: Historyczka
... doszło? Oczywiście wszystko przez tego wspólnika mamy. Nie chce mi się teraz nawet wspominać jego nazwiska.
Czy mogłam narazić moją biedną mamę na taki dramat?
Niestety nie mam czasu na zwłokę, już jutro muszę dać odpowiedź.
Dlatego długo nie mogę zasnąć, wciąż myśląc wyłącznie o nim. Rozważam wariant, co by się stało, gdybym jednak nie przyjęła jego „propozycji nie do odrzucenia”… No nie! Marzena, moja mama, tego by nie przeżyła! I tak jest poważnie chora na serce. Nie ma dwóch zadań. To by ją zabiło.
A więc pozostaje niestety tylko to jedno, jedyne wyjście. Po prostu… zgodzić się. Zgodzić, czyli mu „dać”… Natychmiast przed oczyma staje mi obraz, tego jak właśnie do niego idę. Jeszcze dumna i elegancka, a już złamana… Idąc, czuję na sobie wzrok przechodniów. Mam nieodparte wrażenie, że wszyscy, którzy mnie mijają, doskonale wiedzą po co idę.
Stopniowo mięknę. Przestaję się zastanawiać „czy?”… Powoli oswajam się z decyzją. Czuję, że skapitulowałam. Ewidentną oznaką tego jest choćby to, że zaczynam zastanawiać się: „Jak powinnam się ubrać na takie spotkanie?” No ładnie… pogodziłam się ze swym losem.
„Na pewno szeroka spódnica… No tak, luźna, bo nie wiadomo wszak, w jakich okolicznościach dojdzie do tego… Pończochy? Bezapelacyjnie. Po to, żebym nie musiała ich ściągać… Może kabaretki? Nie… niech nie myśli, że jestem jakąś dziwką…”
Powoli orientuję się, że te myśli zaczynają w jakiś przedziwny sposób mnie ekscytować, podniecać...
Wspominam chwilę, kiedy pierwszy raz ...
... pojawiłam się w jego gabinecie… Jak wbijał we mnie wzrok, niczym drapieżnik szpony w ciało ofiary.
Chociaż komplementował mnie nad wyraz.
– Jest pani najatrakcyjniejszą i najelegantszą kobietą, jaka tu do mnie trafiła. Prawdziwa dama.
Schlebiało mi to. Aż do momentu, gdy zasugerował, że w wyjątkowej sytuacji mama może uniknąć mandatu i spłaty nienależnego zwrotu VATu. Ale nie za darmo… Sugestia była zawoalowana, lecz czytelna. Jeśli byłyby jakiekolwiek wątpliwości, rozwiewało je spojrzenie – pożądliwe, zaborcze. Jasno komunikujące: „Laluniu, muszę cię mieć! Nie wypuszczę cię ze swych łapsk, dopóki cię nie wezmę na warsztat. Dopóki cię nie zdobędę!” Zdobędę? O nie. Chyba w myślach nie użył tego słowa, zbyt rozpustnym wzrokiem na mnie się gapił. Próbowałam przeniknąć jego umysł i odnaleźć wulgarne słowa, które się w nim kołatały – „Dopóki cię porządnie nie przedymam…”
O tak… złowieszczość spojrzenia jasno to komunikowała. Lubił bezceremonialnie gapić mi się w dekolt. Potem, znów sprośnie uśmiechając się rzucać: „Pani Marta ma czym oddychać.” Zgrywał nieco dżentelmena, nawet odprowadził mnie do drzwi, ale chyba głównie po to, żeby napatrzeć się na moją pupę. Fakt, miałam wtenczas dopasowaną, obcisłą spódnicę, więc mógł doskonale obejrzeć sobie kształt mojego tyłka.
To racja, że na wizytę do niego wystroiłam się jeszcze bardziej kusząco niż zazwyczaj, choć i na co dzień staram się nosić bardzo kobieco. Ale to nic dziwnego, zależało mi na tym, by załatwić pozytywnie sprawę ...