1. Wybory. Kampania Marty


    Data: 27.12.2019, Autor: Historyczka

    ... rolnik, sadowiąc się na mnie, głupkowato się droczył.
    
    – No może… zobaczymy… może odstąpię od kandydowania. Fajna z pani loszka!
    
    Co za dziadyga! – pomyślałam – nie dość, że gotów nie dotrzymać obietnicy, jeszcze mnie upokarza. Cham!
    
    – Jak ja lubię cycate kobity! – Przejechał ręką po moich piersiach i rozpiął żakiet – Nawet przez bluzeczkę widać jakie to doje!
    
    Poczułam jednocześnie zawstydzenie i podniecenie, kiedy rozpinał guziczki i wkładał łapy do ślicznego, śnieżnobiałego stanika z finezyjnej koronki.
    
    – Ale bym je sobie podoił! – Obcesowo złapał piersi, wyjął je z biustonosza i zaczął gnieść.
    
    – Ach! Proszę trochę delikatniej. – Moje błagania odniosły odwrotny skutek, zaczął wręcz ciemiężyć moje cycki, ugniatając jak ciasto.
    
    Skapitulowałam. Przymykając oczy zastanawiałam się tylko: ciekawe czy to, że mam duży biust, wpłynie na wynik wyborów. Pomyślałam też, że gdy Tadzio doi krowy, na pewno nie uroni ani kropelki mleka, tak starannie wymiętosił moje cycki.
    
    Nagle, tuż za małym ogrodzeniem, stary knur wskoczył na loszkę i zaczął ją pokrywać. Wywołało to u mnie wstrząsające skojarzenie, u Tadzia najwyraźniej podobne.
    
    – Jeden knur parzy jedną loszkę, drugi drugą! Ha ha!
    
    – Jak pan może tak o mnie mówić?! – Cicho zaprotestowałam.
    
    – A co, nie jesteś paniusiu moją loszką? – W tym momencie poczułam w sobie jego człon. Był gruby jak jego właściciel, więc mocno to odczułam, aż krzyknęłam.
    
    – O! Obie loszki kwiczą! Ha ha – zaśmiał się ...
    ... rolnik.
    
    Istotnie mieszały się dwa dźwięki: kwiczenie loszki i moje głośne stękanie.
    
    Boże! Chyba bardziej nie byłam pohańbiona. Jęczałam coraz głośniej, gdyż Tadzio ujeżdżał mnie jak opętany. Do tego stopnia, że, gdy finiszował, spadłam z kostki słomy, prosto w gnój! Cała moja jasnoniebieska garsonka została zbrukana gnojówką. Cóż za symbol mojego upadku i skalania!
    
    Plakaty, ulotki i stronę internetową opracowywał Antoś, syn mojej koleżanki. Dobry chłopaczyna, ale powolny. Ciągle z czymś zawalał. Plakaty przyszły późno, w dodatku w nocy, więc żeby zrekompensować swoją winę, sam przed świtem je rozwiesił. Zamówiłam dwa rodzaje: mniejszy, poziomy, na którym było widać moje popiersie i drugi, pionowy, większy, na którym siedzę na fotelu.
    
    Czym prędzej rano wybiegłam zobaczyć rozwieszone plakaty. Przeżyłam dramat. Gnojek dał nie te zdjęcia co trzeba! Na poziomym plakacie, pochylona, demonstrowałam dekolt w pełnej krasie! Nawet koronkę stanika! Pionowy natomiast był jeszcze bardziej katastrofalny. Siedziałam na fotelu w pozycji z nogą założoną na nogę, w taki sposób, że spódnica podwinęła się wysoko do góry, uwidaczniając podwiązki pończoch! Co za wstyd! Zerwałam plakaty w pobliżu, ale dalej wstydziłam się wychodzić, poszłam płakać do domu.
    
    Antoś zamówił też stronę internetową w jakiejś podejrzanej firmie, z którą urwał się kontakt. Pod moimi materiałami można było dodawać komentarze, a my nie mogliśmy ich usuwać. Koszmar! Łatwo sobie wyobrazić co pisali hejterzy.
    
    – Ale z niej ...
«12...567...»