1. Miłości (VII). Lekarstwo na stres


    Data: 01.02.2020, Kategorie: klasyczne, fascynacja, inne, przyjaźń, Autor: Amanda Ero

    Niewiele czasu potrzeba było, żeby Marcel się pozbierał po ataku chandry, jaka dopadła go w zeszłym tygodniu. Znów stał na nogach, dosyć zdziwiony swoim zachowaniem i czarnymi myślami, jakie go wtedy nawiedzały. Miał się za silnego, twardego faceta, swoje w życiu przeszedł i użalanie się nad sobą bez namacalnego powodu uważał za tchórzostwo.
    
    A on przecież powodu nie miał. Żył jak chciał, wygodnie i bez większych problemów. I lepiej, żeby tak pozostało. Stwarzanie diabła tam, gdzie go nie ma, nie prowadzi do niczego dobrego.
    
    Do klubu zagnała go ciekawość. Wprawdzie poprzedni piątek przegapił, ale nie zaszkodzi sprawdzić, czy zapoznana dwa tygodnie temu dziewczyna stęskniła się za nim. Co prawda na koniec zwyczajnie go spławiła, ale z dziewczynami tak bywa – nie zawsze wiedzą, czego chcą, a jeśli nawet wiedzą, zmieniają zdanie ot tak, bez przyczyny.
    
    Zdziwił się jednak. Anety bowiem w klubie nie znalazł. Pilnował wejścia niczym zakochany uczniak, obawiając się przegapić jej przybycie, oblatywał całą salę na wypadek, gdyby jednak zdołał ją przeoczyć... i nic. Wspomnienie jej ponętnego tańca wciąż nawiedzało go w półmroku, widział ją co krok w innych kobietach, i wściekał się sam na siebie.
    
    O dziesiątej nie wytrzymał i pojechał pod jej dom.
    
    Paliły się prawie wszystkie światła na piętrze, domyślił się więc, że jej rodzice jeszcze nie śpią. Dzwonienie o tej porze do drzwi uznał za duży nietakt. Gdyby chociaż się dobrze znali, może uszłoby mu to na sucho – ale przecież ...
    ... spotkali się raz, i Aneta jasno wyraziła niechęć do kontynuacji znajomości.
    
    Nie umiał jednak tak po prostu odjechać. Najoczywistsze rozwiązanie – wrócić jutro za dnia – nawet nie przeszło mu przez myśl. Rzadko zachowywał się tak jak wszyscy.
    
    Po paru minutach wahania wreszcie się zdecydował. Wiedział, że na podwórku nie ma psa, więc ryzyka właściwie nie było. Pokój Anety znajdował się po przeciwnej stronie domu, Marcel zapragnął choć spojrzeć, czy świeci w nim światło. Posesje przylegały do siebie, więc aby obejść dom, musiał przedostać się na drugą stronę ogrodzenia. Oto wyzwanie. Brama składała się z pionowych prętów, więc nie było na czym nogi oprzeć. Wytężając wzrok Marcel poszedł w bok, wybrał najbardziej zacienione miejsce i wdrapał się na siatkę.
    
    Wymyślając samemu sobie od łamag i leni przelazł na drugą stronę, chyba tylko cudem nie spadł i nie połamał sobie kości. Przemknął pod sam budynek. Przy ścianie potknął się o metalowe wiadro i zaplątał w szlauch. Narobił hałasu, po którym spodziewał się zlotu trzech najbliższych dzielnic i odwózki do komisariatu, ale nic się nie stało.
    
    Dalej skradał się już ostrożniej.
    
    Z tyłu świeciło tylko jedno, przytłumione światło w oknie na parterze. Przez zasłonę nic nie było widać. Marcel usiłował przypomnieć sobie układ pomieszczeń i zlokalizować jakoś sypialnię Anety, ale pewności nie miał, że to właściwe okno.
    
    Niewiele myśląc podszedł bliżej i zastukał w szybę.
    
    Nie doczekał się reakcji, więc zastukał jeszcze raz, ...
«1234...»