Wiejski żywot młodych. I.
Data: 25.12.2023,
Kategorie:
Pierwszy raz
Twoje opowiadania
Autor: Ariadna
Urodziłam się i żyłam aż do matury na wsi położonej 16 km od miasta powiatowego na początku drugiej połowy XX wieku. W naszej miejscowości była stacja kolejowa i dwa przystanki PKS więc dojada do miasta był dość łatwy. Obok wsi było nieduże jezioro i las. Wieś była wtedy bardzo biedna, większość żyła z gospodarowania na roli a niektórzy dorabiali sobie poza rolnictwem tzw. chłopo - robotnicy. Mieszkaliśmy w domu parterowym - 3 pokoje i kuchnia. W jednym pokoju rodzice, w drugim babcia (mama mamy) a w trzecim ja ze starszym o dwa lata bratem Jerzykiem i młodszą o 6 lat siostrą Kasią, z którą od ukończenia przez nią 4 lat sypiałam w jednym łóżku. Obok domu była studnia (wodę czerpano wiadrem), szopa na podręczne narzędzia a przy niei wychodek - ubikacja (w zimie aby nie wychodzić za potrzebą trzymaliśmy pod łóżkami nocniki, które rano opróżnialiśmy i płukaliśmy). W pewnym oddaleniu znajdował się budynek gospodarczy dla zwierząt: obora z jednym koniem (siła pociągowa), trzy krowy (mleko na własne potrzeby i do mleczarni), kurnik z kurami, kaczkami, czasem z gęśmi lub indykami. Była tam też stodoła z wrotami od ulicy i od podwórza. Tydzień od poniedziałku do sobotniego popołudnia upływał na pracach, szkole i zabawach. W soboty wieczorem na kuchni grzane były garnki z wodą, tata przynosił balię i wszyscy po kolei od najmłodszej Kasi do najstarszej babci kąpali się aby być czystym w niedzielę do kościoła. Dzieciństwo upływało na zabawach ale też, jak to na wsi, na pomocy w pracach ...
... domowych i polowych. Pomagałam jak mogłam stosownie do wieku. Najbardziej zapamiętałam pasienie krów od pierwszej do piątej klasy. Po południu a na wakacjach też do południa. Odbywało się to na pastwisku wiejskim, na które zbierało się po drodze krowy a pastuchami były najczęściej dzieci z kilku domów, którym wypadła „kolejka”. Pilnowania nie było wiele – „aby krowy nie weszły w szkodę” czyli na pole sąsiednich gospodarzy. Dlatego też organizowaliśmy wiele zabaw takich jak w berka, w chowanego, w sklep, w szkołę i oczywiście w doktora. Ta ostatnia zabawa polegała głównie na „dawaniu zastrzyków” w goły pośladek poprzez szczypnięcie lub ukłucie końcem patyczka. Starsi chłopcy kiedy „badali” dziewczynki często sprawdzali serce a przy okazji „czy urosły cycki albo włoski na cipce”. Zdarzało się, że próbowali palcem „dawać zastrzyk” do cipki. W domu oczywiście słowa „seks” nikt nie używał. Czasem ktoś z dorosłych w rozmowach między sobą rzucał słowo „ruchać” albo jakieś wulgarne „je…’ć, pie….ć”. Było to dziwne bo codziennie widywało się koguta skaczącego na kurę, kaczora na kaczke czy psa kopulującego z suką. Pasąc krowy widzieliśmy zjawisko „latowania” po którym prowadzono krowę do byka ( właściciel buhaja brał taniej od inseminatora). Wprawdzie dzieci odganiano od aktu zapładniania krowy przez byka ale dwa razy udało mi się zobaczyć jak buhaj pcha pod ogon krowy czerwoną dzidę. Również wiele razy widziałam jak koń podczas sikania wypuszcza grubą ”kiełbachę” z grzybkiem na końcu. ...