1. Natasza


    Data: 11.02.2020, Autor: JackGrand

    Natasza. Jej imię brzmi idealnie. Pasuje do niej, do jej rosyjskości, do tych zimnych, wschodnich, seksownych rysów twarzy. Patrzę na nią i przetrawiam literka po literce to słowo. N-a-t-a-s-z-a. Gdy już na nią spojrzę, mój wzrok zastyga jak katatonik. Nawet nie próbuję blokować i udawać, że jest inaczej. Mam gdzieś, czy ktoś to zauważył. Ona zauważyła już dawno, kilka razy zerknęła w moim kierunku, przy czym trzy razy bardzo długo. Czekam na więcej, czekam, aż swoimi niebieskimi oczami przeszyje mnie, aż wyśle mi wreszcie sygnał, że ma ochotę na dokładnie to samo, co ja. Przez chwilę wyobrażam sobie nas obojga pijących szoty w jednym z moskiewskich barów, potem opatulonych w płaszcze i czapki uszatki spacerujących po Placu Czerwonym, a następnie wsiadających w taryfę, jadących do jej przeciętnego, rosyjskiego mieszkanka, gdzie przy akompaniamencie jakiejś syberyjskiej wódki odlatujemy wspólnie na falach ekstazy. Strasznie mi się podoba jej rosyjskość, chociaż doskonale wiem, że jest Polką. Od początku zakołatało mi w głowie, że to Rosjanka, w dodatku to imię - Natasza - podsyciło moje wyobrażenie i chyba już tak zostanie.
    
    To dobry moment. Wyszła zapalić papierosa do kuchni i jest tam sama. Podchodzę. Po dawce koksu i wódy jestem pewny siebie Wykrzywiam lekko usta, pompuję powietrze w piersi. Patrzę na nią wzrokiem zdobywcy. Jest w tym wszystkim jakiś spokój, chłód. Jakaś przerażająca pewność, że ją przelecę. Stoję przed nią i patrzę na jej boskie ciało, spoglądam w jej ...
    ... oczy. Przez kilkanaście sekund nie odzywam się ani jednym słowem. Nie przeszkadza jej to. Też na mnie patrzy, próbując wodzić mnie swoimi oczami, na które nakłada pewną tajemnicę, mrużąc je i wypuszczając w tym samym momencie z ust gęste chmury dymu. Biorę dwie szklanki i przygotowuję drinki. Podaję jej jednego.
    
    Nie wiem, od czego zacząć – puszczam te słowa w eter bardzo lekko, jakby od niechcenia, jakby ona wiedziała, a sam fakt wypowiedzenia tego zdania był tylko czystą formalnością, która chociaż jest niepotrzebna, to żadnemu nas nie przeszkadza.
    
    Wiem. Widzę. Ja też – głos Nataszy jest teraz bardziej wysoki, mniej zachrypnięty, ale ciągle kobiecy i pociągający
    
    Nie mogę odciągnąć od ciebie wzroku. Kim jesteś? Jesteś z Poznania w ogóle?
    
    Nie, przyjechałam z Łomży. Jestem kuzynką Maćka, zabrał mnie ze sobą, żebym nie siedziała w domu – odpowiada.
    
    Bardzo dobrze zrobił – odpowiadam skanując jej ciało od stóp po dekolt.
    
    Myślę, że ja też nie będę żałować – językiem zwilża sobie dyskretnie usta, a paznokciami delikatnie stuka o parapet. W międzyczasie ktoś wpada do kuchni jak wicher i wrzeszczy coś o kanapkach i kabanosach.
    
    Wyjdziemy zapalić na klatkę? – proponuję Nataszy.
    
    Pewnie.
    
    Na klatce schodowej jest nieco chłodniej. Idziemy na półpiętro pomiędzy szóstym a piątym piętrem i stajemy przed oknem, które daje nam widok na całą dzielnicę. Myśli Nataszy zastygają i chłoną setki świateł. Podpiera się jedną ręką o parapet i wypina dyskretnie, ale dość mocno ...
«123»