1. Na górze róże, na dole... na…


    Data: 02.03.2020, Kategorie: wampiryzm, długa fabuła, femdom, genderfluid, BDSM Autor: Mjishi

    ... wyciągniętą. Drugą zaciska na członku. Wpatruje się w moje łono jak zahipnotyzowany.
    
    Urzeka mnie jego postawa. Nie widzi nawet, że się mu przyglądam, oczekując wyjaśnień. Przysuwam się bliżej. Ciekawi mnie, co zrobi. I jak tylko znajduję się tuż przy krawędzi, Nir puszcza prącie i sięga po ułożoną na głowie książkę. Delikatnie odkłada ją na materacu i obiema rękami chwyta mnie za uda. Schyla się ku piersiom. Wciąż wpatrzony w moje ciało zupełnie zapomina o twarzy.
    
    — Co, przepraszam, robisz, kochanie? — pytam, siląc się na przesadnie słodki ton.
    
    Wzdryga się, jak oparzony. Nagle podnosi na mnie oczy i prostuje się niemal natychmiast. Z paniką patrzy po pokoju. Ręce układa za plecami tak, jak kazałam na początku.
    
    — Ja… Ja… Ja nie… N-no… bo… — bełkocze nieskładnie.
    
    Przechylam głowę i cynicznie unoszę brwi na znak, że niezbyt zadowala mnie jego odpowiedź.
    
    — Czyli nici z seksu przez następny miesiąc, tak? — pytam lekko. Jakby zupełnie mnie to nie dotyczyło.
    
    — Nie! — skamle. — Pani! Ja nie złamałem… Nie oderwałem stóp od ziemi! — tłumaczy w popłochu. — Przysunąłem się tu! Mówiłaś, że jak oderwę stopy od ziemi, albo jak upuszczę książkę na podłogę! Nie zrobiłem nic z tych rzeczy! — zarzeka się. — Książka jest na pościeli. Nie spadła na deski! Stóp też nie oderwałem! Ja tylko chciałem… Tak bardzo chciałem… Cię zadowolić, pani — próbuje zawstydzony.
    
    Przyznam, że zadziwił mnie tym. Jeszcze nie widziałam Nir w takim stanie. Jest tak głęboko w subspace, że pewnie ...
    ... całkiem oderwało się od rzeczywistości. Jest moje. Jest mój i teraz postrzega siebie tak jak ja. Jako moją zabawkę. Nie ma godności. Nie ma wolności. Jest całkiem zdany na moją łaskę.
    
    Słysząc i widząc jego reakcje wybucham śmiechem. Tłumaczy się, jakby od tego zależało jego życie. Pomysł miał w sumie całkiem przyzwoity. Jest w nim trochę racji. Trochę.
    
    — Mówiłam też, że masz stać gdzie stoisz, z założonymi do tyłu rękami i książką na głowie — wypominam z rozbawieniem.
    
    Marszczy brwi w błagalnym wyrazie, przygryza dolną wargę… Och, jak ja lubię, kiedy to robi! Mam ochotę natychmiast go przelecieć. Delikatnie sięgam ręką do jego policzka i gładzę lekko. Uspokajająco.
    
    — Ale… Ale… — próbuje. — Chciałem tylko… Mówiłaś, pani, że chcesz mnie użyć. Chciałem cię zadowolić… Pozwól mi się zadowolić. Zrobię co zechcesz… — zapewnia patrząc mi w oczy.
    
    Bogowie, cóż ja uczyniłam? Zamieniłam butne i zuchwałe Słoneczko w pełnoprawnego niewolnika. I ani razu nie musiałam używać do tego siły. To jest prawdziwa dominacja. I prawdziwa uległość. Poddaństwo, posłuszeństwo, serwilizm.
    
    Nie wytrzymuję i całuję go mocno. Uspokaja się. Rozluźnia lekko i pozostaje tak nawet, kiedy odstępuję. Sięgam po leżące nieopodal tomiszcze. Uśmiecham się i słabo zdzielam go książką po głowie, po czym delikatnie rzucam ją na podłogę.
    
    — Cóż. Masz trochę racji w tych swoich tłumaczeniach — przyznaję, na co od razu się rozpromienia. — Ale tylko częściowo — zastrzegam, unosząc palec. — Więc kara będzie. ...
«12...272829...»