Wielkanoc. cz. 42 Do rana
Data: 04.03.2020,
Autor: Historyczka
... przeniosła się z remizy do domu tych dwu samotnych pań.
Już nie tylko Miecio i Antek, ale wszyscy strażacy gościli w ich małym domku.
Mimo, że wszyscy, jak jeden mąż, druhowie byli, jak to mówił komendant Gderliwy – “narąbani, jak szpadle” – nie tracili moresu i nie przestawali adorować żadnej z obu niewiast.
- O Boże! Już czwarty hultaj się na mnie gramoli! Nie wydzierżę! Panowie… zamęczycie mnie… – żałośliwie biadoliła Marta – zbyt mocno dokładacie mi do pieca! Mamusiu… ratuj!
Rzeczywiście, młodej nauczycielki nie oszczędzano. Doświadczyła już względów od kilku panów, i… istotnie, mocno to odczuwała… Natomiast rodzicielka nie miała możliwości pomóc córce – sama znajdowała się w tęgich objęciach dwu silnych strażaków. Co najwyżej mogła ją wesprzeć słownie:
- Córeczko… uważaj na siebie… i… żebyś nie przypłaciła tego, jaką pamiątką…
Marcie, dotychczas nigdy nie zdarzyło się być nawet z dwoma mężczyznami jednocześnie. A co dopiero, gdt teraz gościło u niej w domu siedmiu tęgich druhów!
Dziewczyna, właśnie przed chwilą, mocno odczuła miłosne zapędy komendanta Gderliwego, a teraz gramolił na nią jegomość, którego zwali Sasza, zaś historyczka ochrzciła go mianem Sancho Pansa, bo takiegoż giermka Don Kichota jej przypominał – niski i otyły, do tego przaśny w obyciu:
- Tera moja kolej! Tera ja chcę pokosztować tych damulkowych słodyczy! Nie wymyjaj, nie uciekaj mi dziewuszko! Tera mi się przynależysz! Dopuść mnie do swoich skarbów!
Nauczycielka nie ...
... miała najmniejszych możliwości powstrzymania dążeń druha.
Szybko dostrzegła, że kordelas sanczopansowy jest godny swego własciciela – pulchny i króciutki.
- Ciekawe, jak to będzie go poczuć… – pomyślała krótko.
- Ojej! – jęknęła poczuwszy na sobie jego wielgachny brzuch.
- Jeszcze mi tu panno zaraz pojęczysz! Oj, pojęczysz, aż miło! Co, czujesz, że Sasza trochę waży? A widzisz… będziesz musiała jakoś zipać pode mną…
Tego się nieco przestraszyła.
- No. Nuże… panienko, rozkładaj grzecznie swoje śliczne nóżęta!
Kobieta nie zakładała innej możliwości – jak tylko poddania się Saszy. Szeroko rozłożyła uda, uznając, że trzeba w ten właśnie sposób pomóc sztylecikowi, niezbyt pokaźnej długości.
Okazało się jednak, że taki sztylecik potrafi wcale porządnie zakłuć.
- Auuuaa! Aaaaaa! – krzyknęła.
Strażak wyglądał na wielce uradowanego.
- Cudna jamka! Wąska! Oj! No to Sasza będzie miał używanie! W sam raz. Dawno żem nie miał tak ciasno! A uczycielki nie miałem nigdy w życiu!
Koledzy obserwowali i kibicowali Sancho Pansie.
- Mocniej! Mocniej, Sasza! Niech pani nauczycielka zapamięta na dobre twoją, grubą sikawkę!
Strażacki przyrząd robił swoje. Mężczyźni widzieli to i po mimice twarzy Marty i słyszeli w jej głośnych, dojmujących jękach.
- Aaaaa! Achhh!
Z racji kusej długości sanczopansowej pompki, jej pchnięcia były dość płytkie. Tym częściej rozochocony strażak klepał jądrami w pupę Marty. Niemiłosiernie przy tym sapiąc.
Natomiast pulchny ...