Dźwigary i gąbki
Data: 16.03.2020,
Autor: Kocwiaczek
... więc do środka, chociaż ciemność jaka spowijała wnętrze ograniczała widoczność. Gdzieś w oddali słychać było dźwięk piły albo krajalnicy. Pomyślałem, że może w ramach rekompensaty dadzą mi jakiś smaczny kąsek, więc postanowiłem spuścić z tonu. Jeśli się uprę, to nawet narąbany mogę być całkiem przekonujący.
Nigdzie jednak nie zauważyłem nikogo z personelu. Kroczyłem więc do przodu, aż odgłos tnącego narzędzia stał się bardziej wyraźny. Dochodził z zaplecza za ladą chłodniczą. Docierało stamtąd nikłe światło. Nie bardzo wiedziałam co powinienem zrobić, jednak wypadało dać znać o swojej obecności. Już miałem się odezwać, gdy usłyszałem lekko zniekształcony głos:
— Do rana muszą być wycięte i wysuszone. – Jakaś kobieta powiedziała z wyraźnie zagranicznym akcentem. – Nie płacę wam mało. Wszystko inne bierzecie dla siebie, więc się streszczajcie. Inaczej znowu przerobię was na mielone.
Zamarłem. Może to alkohol, a może porcja wcześniejszych trocin sprawiła, że nie wyłapałem sensu w usłyszanych słowach. Pewnie żartowała z tym mielonym. Ot, takie powiedzonko.
— Do rana nie damy rady, ich jest za dużo! – biadolił właściciel, jak sobie przypominam potężny gość po sześćdziesiątce. – Wymagasz od nas zbyt wiele.
Usłyszałem odgłos uderzenia w policzek. Po chwili zaczął towarzyszyć mu jęk, a następnie warczenie ponownie uruchomionej maszyny. Potem musiała nastąpić krótka szamotanina, ponieważ starszy pan zaczął krzyczeć: "Nie, nie, nie!". Mój nieco zamroczony umysł ...
... podpowiedział mi, że dzieje się coś niedobrego. Nim zdążyłem zareagować, po podłodze przy drzwiach poturlał się odcięty palec. Razem ze ślubną obrączką.
Przeraźliwy skowyt wypełnił cały sklep. Ja zaś z przerażenia skryłem się za kratkami od piwa. Serce waliło mi jak oszalałe.
— Jeszcze jakieś obiekcje? – zachichotała właścicielka dziwnego akcentu. Odpowiedział jej przyciągły jęk zaprzeczenia. Gdzieś w oddali szlochały inne osoby. — No, to wracajcie do roboty. Do zobaczenia rano.
Usłyszałem kroki. Szuranie męskich pantofli i stukanie obcasów. Strach niemalże wgniótł mnie w ścianę. "Oby tylko nie zapalili światła" – powtarzałem w myślach, kurczowo trzymając za poły rozpiętej bluzy.
Minęli mnie. Babka była niska, ale szczupła, z ciemnymi włosami spiętymi wysoko u góry gumką. Gdzieś w umyśle zakiełkowała mi podobizna tej sylwetki, ale byłem zbyt wystraszony, by skojarzyć fakty. Towarzyszyli jej dwaj goście w garniturach, którzy sprawnie torowali drogę ku wyjściu. Nie odkryli mojej kryjówki. Kamień spadł mi z serca, które biło tak mocno jakby znajdowało się w przełyku. Niestety po chwili odgłosy obuwia ucichły. Wówczas usłyszałem męski głos, mówiący w obcym języku, chyba jakimś azjatyckim. A potem znowu odezwała się ta babka:
— Nie zamknęli drzwi?! Kompletni idioci! Co? Były uchylone? Ruchy, ruchy! Zapalcie to cholerne światło!
Jarzeniówki rozbłysły dokładnie w momencie, gdy miałem uciekać zza lady w stronę sąsiedniej alejki. Oślepiły mnie. Przez chwilę mrugałem, patrząc ...