Dźwigary i gąbki
Data: 16.03.2020,
Autor: Kocwiaczek
... retorycznie i zaniosła się szaleńczym śmiechem. Poczułem się słabo, gdy resztki mielonego napłynęły mi do gardła. Raz po raz walczyłem z nawracającymi wymiocinami.
– Tylko mi nie mów, że masz wyrzuty sumienia? Sama jem te przetwory i wiem, że są wyborne. Poza mielonym, rzecz jasna. To najgorszy syf. Trafiają do niego chrząstki, paznokcie i paliczki u rąk i stóp. Do tego całe stare ciała, nieposłusznych najemników. Albo ci, którzy pojawili się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiedniej porze. Jak twoi rodzice. Byli już starzy i żylaści, więc mięso następnego dnia sprzedawaliśmy szczególnie paskudne. Ty jednak chłopaku siedziałeś wówczas w akademiku. Ale cieszę się, że wróciłeś. Zanim trafisz do maszynki, posłużysz mi za to wasze zwierze doświadczalne. Królika, tak? Mam pomysł na bibułki matujące z napletka...
Mój krzyk został zduszony przez dłoń z pomalowanymi na fioletowo paznokciami. Pończochy wcisnęła mi niemal do gardła. W tym czasie swoim tyłkiem doprowadziła mnie do wzwodu. Broniłem się przed tym na wszystkie możliwe sposoby, jednak okrężne ruchy pośladków w skórzanych leginsach bezlitośnie masowały mój interes. W końcu chyba uznała, że już wystarczy, rozpięła rozporek i wyjęła, co chciała. Szarpiąc pasy jak oszalały, obserwowałem uniesiony przez nią długi, ostry nóż, który wyjęła spod stołu. Oczy niemalże wyskoczyły mi z gałek, gdy stwierdziła:
— Chyba jednak utnę cały. Może wpadnę na jeszcze ciekawszy pomysł. – Zamachnęła się i ostatnim, co pamiętam był ...
... wszechogarniający ból i wydobywający się spomiędzy moich nóg strumień krwi...
***
Krzyk było słychać chyba w całym bloku. Spadłem z łóżka na szklankę postawioną na dywanie. Krew sikała ciurkiem z rany tuż ponad lewym uchem. "W dupie z uchem." – Pomyślałem, dotykając szybko wybrzuszenia na spodniach. Wacek zdawał się tkwić na swoim miejscu. Westchnąłem z ulgą. "To tylko zły sen, przecież rodzice zginęli w wypadku samochodowym." – Roześmiałem się gorzko, opłukując głowę nad zlewem w kuchni. Przytrzymując ręcznik zerknąłem na resztki wczorajszego spaghetti. Trzy czwarte zjedzone, a obok osuszona butelka whiskey. "Okej, to by wyjaśniało zbyt bujną wyobraźnię i irracjonalne sny". Spojrzałem na zegarek. Była siódma trzydzieści trzy. Na ósmą miałem do pracy. Szybko zakleiłem ranę plastrem opatrunkowym, wskoczyłem w luźne jeansy oraz najmniej wygniecioną koszulę i pognałem do roboty. Trochę jeszcze pijany, ale nic na to nie mogłem poradzić.
Mijając sklep z podniesionymi teraz roletami, nieco się wzdrygnąłem. Postanowiłem zamówić sobie dietę pudełkową z jakiegoś dietetycznego portalu. Wyłącznie dla wegan. Rozmyślając nad nagłą zmianą preferencji żywieniowych wpadłem na plecy ciecia, który wraz z wielkim tłumem pracowników tłoczył się na ulicy dojazdowej do naszej filii. Wszyscy bardzo niespokojnie o czymś szeptali. Uniosłem wzrok i zobaczyłem wielki mur w miejscu bramy wjazdowej. Na cegłach przybito wymazaną sprayem tablicę z napisem: "Likwidacja. Ogłoszono upadłość".
Szczęka ...