Marta i ksiądz. cz II Kolędowanie (rework)
Data: 07.04.2020,
Autor: Historyczka
... dostosował się do próśb nauczycielki, które ta kierowała do niego w myślach. Nacierał swym pytonem na ciasną norkę, jednocześnie mocno trzymając kobietę za biodra. Dzierżył ją mocno, niczym w kleszczach. Był to kolejny akt jego dominacji. Był już tak napalony, że przestał zastanawiać się nad wagą tego grzechu. Jakby zapomniał o Najwyższym. Chciał tylko jednego. Być w niej. Być w jej słodkiej dziupli.
Podczas solidnych pchnięć, sapał jak miech kowalski. Jedną rękę zaciskał na biodrze, a drugą przesuną w stronę biustu Marty. W tej pozycji jej piersi wydały mu się znacznie bardziej kuszące, gdyż zwisając, majtały się potężnie pod wpływem jego sztosów.
- Cudna cycatka z ciebie, moja panno!
"Masz cyce jak donice! Chętnie bym je podoił! Zwłaszcza, gdy tak pięknie podskakują i to napędzane w ruch przeze mnie! Przez to, że cię ryćkam!"
Zacisnął palce na jej buforach, oba je schwycił oburącz, nie przerywając ostrego młócenia jej.
Świece i naczynko na święconą wodę podrygiwały w rytm tego łomocenia.
- Aaaaaa! Aaaaaa! - Marta jęczała w niebogłosy.
Odczuwała tyle bodźców. Zarówno proboszczową lancę w cipce, jak i jego dłonie na piersiach. Wydawało jej się, że odlatuje.
"On przebije mnie na wylot! Wygrzmoci mnie, jak chyba nikt wcześniej. No, może poza tym hydraulikiem... W sumie... dlaczego by go nie pochwalić... niech wbija się w dumę."
- Aaaaaaa... aaaaaa... księże proboszczu... ależ ksiądz mnie młóci! Aaaaa... aaaaa... Tak mocno czuję go w sobie... Mam ...
... wrażenie, że ksiądz mnie tak dźga, że przeszyje na wskroś! Aaaaa! Aaaaaaaa!
Takie wyznania, przemieszane z kobiecymi jękami, dodawały Baltazarowi jeszcze większego wigoru. Dlatego począł świdrować nauczycielkę jeszcze silniej i szybciej, aż ta nie była w stanie utrzymać się na nogach, musiała uchwyciś się stołu. Wówczas świece razem ze świecznikami i pojemnik na święconą wodę nie tylko podrygiwały, lecz mocno podskakiwały, stwarzając ryzyko, że zsuną się na podłogę.
Marta darła się:
- Aaaaa... aaaaa! Mój Boże! Aaaaaa! O matko!
Krzyczała na tyle silnie, że jej głos dobiegał do obydwóch ministrantów.
- Słyszysz Kacper, jak ona wrzeszczy. Ale musi jej dogadzać nasz proboszczunio! Ależ ją tarabani! Wali, jak w kaczy kuper!
- Może, jakby co, nagrywajmy to na dwa telefony.
- Zdecydowanie! Pani Marta na to bezapelacyjnie zasługuje!
Nauczycielka, wypinając się i przyjmując pchnięcia, czując po ich intensywności, że zbliża się finał, w duchu myślała wciąż o tym, że nie jest zabezpieczona. Walczyły w niej dwie siły. Jedna, racjonalna, nakazywała przestrzec księdza i nie dopuścić, by skończył w niej. Druga, jakaś atawistyczna, pożądała wręcz tego, żeby mężczyzna finiszował w środku, żeby spuścił się w jej pochwie. Mimo, że najpierw zdecydowanie dominowała ta pierwsza siła, to gdy kobieta była już w ekstazie, przewagę zdobywała ta druga.
Nie inaczej działo się u Baltazara. Także ogarnęła go euforia. Także kierowały nim pierwotne instynkty. Mimo, a może zwłaszcza, że ...