Cierpienia niemłodej Wertherówny… (I)
Data: 23.04.2020,
Kategorie:
bdsm
Lesbijki
Fetysz
Autor: Agnessa Novvak
... mnie w urodziny. Ostatnie przed czterdziestką. Spędzane w przeraźliwie pustym mieszkaniu, w którym nie musiałam już nikogo udawać. A może nie chciałam? Czy raczej nie miałam siły? Co się w ogóle ze mną działo? Miałam przecież wszystko! Wrodzoną urodę zimnej, nordyckiej piękności, odziedziczoną wraz z nazwiskiem. Dyplom doktorski jednego z lepszych uniwersytetów w kraju. Godne pozazdroszczenia, poważane stanowisko w międzynarodowej korporacji. Wreszcie budowaną latami listę oddanych, pewnych i zaufanych uległych, zabiegających jeden przez drugiego o spełnianie mych zachcianek, za które na dodatek wyjątkowo sowicie mi płacili! A przecież w głębi wciąż byłam roztrząsającą wszystko do przesady, skrajną introwertyczką z gigantycznymi kompleksami, która otwarcie nienawidziła nie tylko innych, ale przede wszystkim siebie.
Jednak nie to bolało mnie najbardziej. Byłam sama. I nawet życzenia, spływające w tym dniu zaskakująco szerokim strumieniem, nie były w stanie niczego zmienić. Ostatnią bowiem osobą, której naprawdę na mnie zależało, był mój narzeczony. Były. Co ciekawe, to właśnie jego nieśmiała propozycja urozmaicenia pożycia wywróciła życie nas obojga do góry nogami. Nie, żebym nie zdawała sobie wcześniej sprawy z istnienia pojęcia BDSM, lub tym bardziej uprawiała jedynie grzeczniutkie bara-bara pod kołderką, ale… Zaczęłam, jak chyba wszyscy, od coraz odważniejszych zabaw łóżkowych, jednak z każdym kolejnym artykułem, książką, filmem czy vlogiem rozumiałam coraz wyraźniej, ...
... że ostry seks stanowił zaledwie część rozległego, coraz mocniej wciągającego mnie świata.
Aż wreszcie uświadomiłam sobie prawdę – przecież tak bardzo lubiłam dominować! Od zawsze! W każdej dziedzinie!
Ani się obejrzałam, jak z całkiem zwyczajnej kobiety koło trzydziestki stałam się… potworem. Skupionym jedynie na sobie, rozkazującym wszystkim i we wszystkim oraz zdolnym zadeptać bezlitośnie najmniejszą nawet próbę sprzeciwu. Możecie się więc domyślić, że w pewnym momencie to, co dla partnera było nieprzebijalnym sufitem, dla mnie stało się ledwie podłogą. Przez jakiś czas prosił mnie jeszcze i błagał “żebym się opamiętała i znów była taka, jak kiedyś”, lecz wszystkie te daremne żale odczytałam jako oznakę słabości i wyrzuciłam go z mojego życia. Nieodwołalnie i z hukiem.
Czułam się panią świata! Tym bardziej że dookoła niespodziewanie pojawili się nadskakujący oferenci, chętni zamienić nadmiar swoich środków na moją atencję. Z czego, po początkowych oporach, szybko zaczęłam korzystać pełnymi garściami. Oczywiście nie obyło się bez zgrzytów, lecz z czasem jasno określiłam nienaruszalne zasady: żadnych seksów z uległymi i przekupstw w rodzaju „dam pincet za lodzika”, używek, niehigienicznych fetyszy, otwartej przemocy i tym podobnych. Niby nic oryginalnego, niemniej ich skrupulatne przestrzeganie pozwoliło mi wyrobić sobie pewną pozycję w klimatycznym półświatku, jako – jak nazwała mnie jedna z bardziej doświadczonych profesjonalistek –
. Może i nieco kpiarsko, czego ...