Cierpienia niemłodej Wertherówny… (I)
Data: 23.04.2020,
Kategorie:
bdsm
Lesbijki
Fetysz
Autor: Agnessa Novvak
... zresztą byłam w pełni świadoma, niemniej całkowicie zgodnie z charakterem moich usług.
Ależ ja byłam wówczas z siebie dumna… i głupia. Dziś bez chwili zastanowienia zamieniłabym wszystkich sprzedajnych niewolników za jedną jedyną osobę, która byłaby przy mnie, bo tego chciała! Dwa wielkie mieszkania w dobrych lokalizacjach za choćby kawalerkę w bloku, byle z wygrzanym ciepłem ukochanego ciała łóżkiem. Wszystkie brudne pieniądze za czyste, wypełnione szczerością uczucie.
Zmarszczyłam brwi, poddając się mało optymistycznemu rozważaniu: czy naprawdę nie pozostał mi już nikt? A może jednak był ktoś ze środowiska, z kim zbudowałam relację opartą nie tylko o pieniądze i przyjemności? Rozsiadłam się wygodnie w fotelu, przeglądając listę kontaktów w telefonie: A, B, C… zatrzymałam się na dłużej dopiero na literze K. Czyżby kogoś takiego było mi teraz trzeba? Osoby aż do przesady wiernej oraz oddanej, lecz nie jedynie ślepo posłusznej? Ba, niebojącej się czasami naginać zasad lub wręcz jawnie przeciwstawiającej się poleceniom? Godnej prawdziwego zaufania i z którą udało mi się zbudować zaskakująco trwałą… relację? Zależność? Nawet coś zbliżonego do prawdziwego związku? Możliwe. A nawet bardzo prawdopodobne.
Podumałam jeszcze chwilę, przeciągnęłam po ikonce słuchawki i zaczęłam bezgłośnie odliczać kolejne sygnały.
– Dzień dobry? – Głos był wyraźnie zaskoczony.
– Katio, żebym nie musiała ci przypominać, jak masz się do mnie zwracać! Dobrze? – zabrzmiałam bardziej ...
... obcesowo, niż miałam zamiar, lecz musiałam szybko przypomnieć uległej, gdzie jej miejsce.
– Ależ oczywiście, przepraszam! Dzień… dobry wieczór, moja Pani Roksano!
Powtórka powitania znacznie bardziej mi odpowiadała. Uśmiechnęłam się zarówno z powodu siły własnej perswazji, jak i użytego imienia. Nie tylko dobranego idealnie do postaci, którą wykreowałam, ale – co jeszcze ciekawsze – prawdziwego. Tak bowiem miałam na imię. Drugie. Może i dobrze, bo w połączeniu z nazwiskiem brzmiałabym jak… Roxanne Werther’s Original? Nein, nein… NEIN!
– Już lepiej. Tylko dlaczego tak bez entuzjazmu? Nie cieszysz się, że dzwonię? Ale nieistotne, porozmawiamy o tym we właściwym czasie. Tak sobie pomyślałam, że ostatnio byłaś wyjątkowo grzeczną i niezwykle posłuszną dziewczynką! – kusiłam. – W zamian chciałam przygotować coś specjalnego tylko dla ciebie i…
– Dziękuję! Jesteś, Pani, taka dobra dla mnie…
– Katia, czy ty się nie zapominasz? Nie przerywaj swojej Pani, bo zamiast na nagrodę zasłużysz na karę! Bardzo, ale to baaardzo nieprzyjemną. Zrozumiałaś, Suczko?
– Tak. Błagam o wybaczenie! Będę już posłuszna! – Wyczułam przestrach.
– Tym bardziej zastanów się nad odpowiedzią, bo drugi raz nie będę tak hojna. – Zaczęłam powoli, badając grunt. – Masz przyjechać do mnie w ciągu godziny i być dyspozycyjna calutką noc. Do samego rana, jeśli tylko zechcę. Spotkamy się we dwie: tylko ty i ja. Razem. O – zerknęłam za zegarek – równo dwudziestej taksówka podjedzie na ten parking, co zwykle. ...