Małżeńskie perypetie z trójkątem
Data: 25.04.2020,
Autor: ErmonTwilight
Złość rośnie i emanuje.
Snuje się jak przenikliwy ból głowy, by w końcu rozsadzić czaszkę. To ostatnie nigdy jednak nie następuje, jak również nie przychodzi ulga. Jak znam ludzi dookoła, każdy powiedziałby, że chce seksu. Dla mnie stało się to jakąś formą cholernego przekleństwa. Niezaspokojona potrzeba jątrzyła myśli i szurała rozumem. Miała go za nic. Ja z kolei miałem ochotę na długie, ostre pieszczoty, zakończone upadkiem na rozgrzane ciało partnerki, wraz z końcem ostatniego orgazmu. Byłem cholernie głodny.
Każda mijana kobieta, którą napotkałem na drodze, stawała się błyskawicznie obiektem skanowania i oceny. W sekundzie odnajdowałem, po czym stawiałem punkty za poszczególne cechy. Piękne, wystające i napinające się z każdym ruchem pośladki – 10 punktów, piękna buzia – kolejne 10, okrągłe piersi – ósemka. I tak do stu.
Kilkakrotnie w trakcie swoich obserwacji uniosłem dłoń i niemalże dotknąłem poszczególnej części ciała. Czułem się jak w sklepie z owocami, gdzie osobno ważę wszystko w dłoni, sprawdzam twardość i zapach, by w końcu dokonać właściwego zakupu.
Moja żona została o tym poinformowana dość dawno. Od soboty tłumaczyłem jej, że mój głód rośnie i nie mając zamiaru popaść w obłęd, muszę się nasycić. Przytaknęła, lecz w dalszym ciągu unikała mnie w sytuacjach, w których mógłbym nakłonić ją do seksu.
Aż zastał nas piątek.
- Cześć. O której będziesz? – zadzwoniła tuż po tym, jak skończyłem spotkanie z klientem. Właśnie zamykałem za nim drzwi ...
... wejściowe, gdy dzwonek oznajmił nadejście połączenia.
- Nie wiem jeszcze. Ale jadę bezpośrednio do domu, więc… Słuchaj, a nie trzeba zrobić zakupów na jutro? – zmieniłem wątek, uświadamiając sobie braki w lodówce.
- Trzeba – odparła sucho.
- Więc będę około osiemnastej. Wstąpię do tego małego sklepu na osiedlu.
- Dobra. Ale tam będą kolejki. Pamiętasz? Mówiłeś, że zawsze są.
- Nieważne. Wezmę trochę wędliny na najbliższe dni.
Po zakończeniu rozmowy pokiwałem głową. Ani ze zdumienia, ani też przecząco. Pokiwałem z niedowierzania. Jak to się stało, że wyżyną uczuć, które byliśmy w stanie ze sobą wymienić, było ciche "pa”, kończące każdą konwersację? Od kiedy za sukces uznawałem kontakt, który nie kończył się kłótnią? I w końcu, do jasnej cholery, dlaczego wciąż ze sobą jesteśmy, skoro jej pożądanie wygasło, jak świeca zapłonowa starego samochodu?
W podłym nastroju udałem się na zakupy. Poprawiały mi humor, gdy uzupełniałem koszyk kolejnymi dobrami, wyprodukowanymi przez mniej, lub bardziej ekologiczne gospodarstwo. W końcu zapłaciłem po odstaniu właściwego czasu w kolejce i ruszyłem do mieszkania. Pomyślałem w międzyczasie, że chciałbym pokazać Marcie coś nowego. Na co dzień nic z tego, co potrafiłem zrobić, nie sprawiało na niej żadnego wrażenie. Gdybym jednak pokazał jej swoje drugie oblicze… Kiedyś już próbowałem, lecz uciekła wystraszona. Nie wracałem więc do tematu dominacji i prawdziwego w moim mniemaniu seksu.
- A właściwie to co mi szkodzi? W ...