1. Powtórka kwartetu


    Data: 30.04.2020, Kategorie: Hardcore, Sex grupowy Autor: xray51

    Przy każdej z rozmów z M., S. lub W. wspominaliśmy te cudowne chwile naszej wspólnej zabawy i przyrzekaliśmy sobie, że musimy to kiedyś powtórzyć. Ale jakoś ciągle nie mogliśmy znaleźć wspólnego terminu, aby bez stresów oddać się nieskrępowanej zabawie i spędzić wspólnie seksowny czas. Udało się nam wreszcie znaleźć taką sobotę i niedzielę, kiedy wszyscy mieliśmy niczym niezajęty czas.
    
    Wszystkim udzieliło się podniecenie przygotowaniami do spotkania. Rozplanowaliśmy, co kto przygotuje, aby nie tracić później czasu na przygotowania. Był więc termin, ustalona „chata” (oczywiście moja, gdyż największa, no i wszyscy zgodnie stwierdzili, że u mnie jest najlepiej), zrobiona wyżerka, „napitki i popitki” zakupione. Pozostawało nam jedynie czekać cierpliwie na ten dzień… a właściwie dzień, noc i dzień. O rany… Damy radę? Pożyjemy, zobaczymy…
    
    Aż nadszedł ten dzień. Spotkanie było ustalone na bardzo wczesne godziny południowe i wszyscy jak jeden mąż, raczej facet i dwie kobietki stawili się o umówionej godzinie. Przygotowania do biesiady nie trwały długo, szczególnie gdy wszystko było przygotowane wcześniej… nic tylko rozstawić i wspólnie zasiąść… i balować… Na „rozgrzewkę” zaproponowałem toast:
    
    – Niech żyje przyjaźń, zabawa i dobry seks!
    
    Siedzieliśmy wszyscy na kanapie tworząc dwie pary. Dwie pary… Tak, bo S. i W. od dawna stanowili jakąś tam parę, a po pamiętnym dniu z M. my także spotykaliśmy się o wiele częściej niż dawniej, nie tylko, żeby wspólnie wypić kawę, bo M. ...
    ... została parę razy na noc u mnie, bywaliśmy tu i ówdzie wspólnie i jakoś tak wyszło, że dla znajomych staliśmy się parą. Siedzieliśmy więc sącząc dobry „napitek”, poprzytulani do siebie, rozmawiając o tym, jakie to życie jest piękne, a jedynie ludzie są parchaci. Zaproponowałem na dobry początek zabawy wspólne wypalenie shishy. Ponieważ to mój świeżutki nabytek przywieziony z zagranicznej wojaży wszyscy chcieli spróbować czegoś nowego. Przygotowałem tę „fajkę pokoju” i postawiłem na ławie. Rozpaliłem i jako pierwszy zaciągnąłem się aromatycznym dymem. Po pokoju rozszedł się aromat wanilii, pomarańczy i… zdobytych zaufanymi kanałami charakterystycznych liści, które Bob Marley tak bardzo uwielbiał. Kolejny mach i przekazałem cybuch kolejnej osobie, uprzedzając, że to specjalnie wzmocniona na dzisiejsze spotkanie wersja shishy. Kolejno zaciągaliśmy się dymem i czuliśmy się świetnie, beztrosko, swobodnie, całkowicie rozluźnieni… Zrobiło się nam wszystkim gorąco. Nie wiem, czy to wpływ „procentów”, czy „dymków” spowodował, że prawie jak na komendę zaczęliśmy się rozbierać.
    
    M. jako pierwsza zdjęła wystrzałową bluzeczkę i naszym oczom ukazały się jej piersi. Przygotowała się na tę zabawę, nie zakładając pod nią staniczka. Wypięła dumnie pierś w przód mówiąc:
    
    – Jeszcze jeden ciuch i będę nago…
    
    Popatrzyliśmy na nią… S. siedziała jeszcze w pełnym ubraniowym rynsztunku, a M. wstała, rozpięła w seksowny sposób spódniczkę, zakręciła biodrami, spódniczka opadła w dół, odsłaniając ...
«1234»