Z widelcem przez życie
Data: 09.05.2020,
Autor: Indragor
... mnie zależało, dałabym wszystkim tym chłopaczkom wiaderko, łopatkę i wysłała tam, gdzie ich miejsce, czyli do piaskownicy, bawić się co najwyżej „w doktora”. „Bardzo się potłukłaś, jak spadłaś z nieba?” albo „Cześć księżniczko, w którym zamku straszysz, jeśli wolno zapytać?”. Bez komentarza. Albo „Czy jestem w niebie, bo widzę anioła…” . Półgłówki. Nie może taki jeden z drugim zagadać normalnie jak do człowieka? Musi z siebie robić głupka, jakby akurat założył zbyt ciasne slipki i krew do mózgu mu nie dopływała? Widocznie musi. Już wolę, jak taki zawoła za mną „E, dupa!”. Przynajmniej mam powód do zadowolenia, że dostrzegł mój chudy tyłek. Najgorsi są tacy, którzy chcąc zabłysnąć, sprawiają przykrość dziewczynie i nawet nie mają pojęcia o tym. Przez jednego takiego omal się nie rozpłakałam, gdy „zabłysnął” słowami: „Twój tyłek zasłania mi cały świat”. Kretyn. Mój chudy tyłek zasłania mu cały świat! Tak mnie upokorzyć! Wiola stwierdziła, że powinnam była dać mu w twarz, za taką obelgę.
Byłam nad naszym morzem. Skoro tam zjeżdżają się ludzie z całego kraju, a nawet z zagranicy, myślałam, że trafię na jakiegoś fajnego chłopaka, w którym zakocham się od pierwszego wejrzenia i któremu będę mogła oddać ciało i duszę, czyli przeżyć miłość swojego życia i najlepszy orgazm zarazem. Takie dwa w jednym. Już nie mogłam się doczekać, kiedy opowiem o tym Wioli. I co? I nic. Tam też tylko same bałwany.
Chociaż był jeden, Marek, ale z nim wyszło mi prawie. I nie spotkałam go nad ...
... morzem, a w szkole.
Ten incydent z padalcem, nieudany z ciapą i następne rozczarowania (jako tako wspominam tylko studenciaka), spowodowało, że bardziej zwróciłam się w kierunku dziewczyn, a jeszcze bardziej w kierunku mojej najlepszej przyjaciółki, Wioli, która nigdy mnie nie zawiodła. Tak naprawdę wyszło zupełnie przez przypadek, ale się zdarzyło.
Pod koniec maja nagle zrobiło się upalnie. Jak dobrze pamiętam, tego dnia były nawet trzydzieści dwa stopnie. Siedziałyśmy na lekcjach z wywieszonymi językami. Dlatego z wielką ulgą przyjęłyśmy wiadomość, że nasz historyk zaniemógł i dwóch ostatnich lekcji nie będzie. Fajny gość, szkoda tylko, że po pięćdziesiątce. Gdyby był młodszy, to może coś by się wydarzyło, tak marzyłam sobie.
Zaraz po dzwonku śmignęłyśmy, ja i Wiola, do mnie. Upał był nieznośny, więc aby skrócić męki, wymyśliłam, że będziemy się ścigać, która pierwsza dobiegnie do domu. Im krócej będziemy na Słońcu, tym mniej spieczemy się na skwarki. Tak mi się wydawało. Efekt był, nie ma co ukrywać, odwrotny od zamierzonego. Dobiegłyśmy całe mokre. Pot lał się z nas niemalże strumieniami.
Wpadłyśmy prosto do łazienki, szybko ściągając przepocone ciuchy. Nie obawiałyśmy się, że zostaniemy przyłapane, jak nago biegamy po mieszkaniu, bo rodzice wracali znacznie później.
Do tej pory nigdy nie wchodziłyśmy razem pod prysznic. Jeśli już była taka potrzeba u mnie w domu, na przykład, gdy szłyśmy do mnie zaraz po WF-ie, wtedy najpierw wysyłałam Wiolę pod prysznic, a ...