Koń i czarownica
Data: 15.06.2020,
Autor: ErmonTwilight
- Nie ma lepszej opcji, niż zakochać się w kilku słowach…
- Nie rozumiem – szepnęła, unosząc lekko brwi.
- Taka luźna dygresja. O miłości.
- Uwielbiam cię słuchać, gdy opowiadasz. W ogóle, uwielbiam…
Spojrzała przechylając głowę.
- Wczoraj czytałem kilka artykułów. Stąd te przemyślenia. Zwykle to kobiety zakochują się w snach i marzeniach. W czymś, co jest nieosiągalne i nieprawdziwe. Czytają książki i pogrążając się w romansach, marząc o białym koniu na księciu.
- Chyba o księciu na białym koniu? – przerwała, uśmiechając się, szeroko.
- A czy to ma znaczenie? Zarówno książę, jak i koń, mają być biali. Bez różnicy. Również to, kto kogo niesie. Wprawdzie książę, przybrany w lśniącą puszkę zbroi, wygląda niesamowicie dostojnie na białym rumaku. To fakt. Lecz koń, niesiony jego silnymi ramionami, budzi we mnie jeszcze większy respekt.
Zaśmiała się w głos.
- Po co miałby nieść swojego konia?
- Oh, może być wiele przyczyn. Koń mógł zostać ranny w walce o piękną wybrankę serca. Kopia opadła zbyt nisko w dłoni trafionego przeciwnika i roztrzaskała się o odsłonięty bok rumaka. Teraz książę niesie go do weterynarza, czy innego kowala losu.
- Albo?
Usiadła bokiem, przypatrując się z zainteresowaniem. Pozwolił się sprowokować, nie znajdując powodu do sprzeciwu.
- Albo, na przykład… - Pomyślał chwilę, zmieniając pas ruchu na zaśnieżonej autostradzie. – Mógł zachorować po zjedzeniu marchewki zatrutej przez złą Babę Jagę. Teraz książę odnosi go do ...
... czarnoksiężnika, żeby zdjął z niego klątwę.
- A czym była zatruta marchewka?
Uśmiechała się filuternie i wpatrywała w niego lśniącymi oczami. Przygryzła wargę.
- Właśnie na to pytanie… - przerwał, zjeżdżając w kierunku Hamburga. – To zagadnienie chciałem ominąć, ze względu na dość wstydliwy charakter… Zatrucia.
- Mów…
- Powiem, jeśli mi coś obiecasz. Ale musisz się nad tym mocno zastanowić i przysiąc z pełną świadomością.
- Przysiąc?
- Tak. Przysiąc. Możesz przysiąc na swój niebieski długopis.
- No dobrze, przysięgam. Obiecuję. – Odparła, gładząc go delikatnie po szyi. - Ale co właściwie?
Uśmiechnął się. Wymuszanie wcale nie było skomplikowane. Wystarczyło opowiedzieć o opakowaniu, by prezent nabierał niezwykłej wartości.
Nawet, jeśli w środku znajdował się tylko kawałek kartofla, potrafił go ładnie sprzedać.
- Zrobisz mi loda?
Zaśmiała się.
- Poważnie?
- Bardzo poważnie. Przecież się nie śmieję – kąciki jego ust drżały w pół do śmiechu.
Dostrzegła to bez trudu.
- Mam ci to obiecać?
- Mhmm…
- Przecież wiesz – szepnęła, przeciągając się zalotnie – że i tak to zrobię…
- Wiem. Ale mam na to ochotę teraz – mruknął, łapiąc ją za nadgarstek i przesuwając drobną dłoń na ukrytego pod materiałem spodni kutasa.
Westchnęła, masując go przez cienkie sztruksy.
- Obiecuję – szepnęła z uśmiechem.
- Więc… Smutna historia zatrutej marchewki jest mało przyjemna, choć nie skomplikowana. Jak wiadomo, każdy człowiek musi w jakiś ...