Pamiętnik Marty (II). Skąd we mnie…
Data: 22.06.2020,
Kategorie:
pamiętnik,
pończochy,
starszy,
licealistka,
Autor: historyczka
Gdy dotarłam do klasy maturalnej, dostąpiłam do godnego pozazdroszczenia zaszczytu, by moją klasę poprowadził wybitny historyk – pan profesor Józef.
Dość szybko poznał się na mojej pasji historycznej i zainspirował mnie, bym wybrała się na studia historyczne. Wkrótce zaproponował mi również, bym przychodziła do niego na korepetycje. twierdził, że chce się podzielić ze mną swą wiedzą, a dostrzegając mój – jak to określił - niebywale wyjątkowy talent – poprowadzi te indywidualne zajęcia zupełnie za darmo…
Zaskoczył mnie tym, ale... od początku mi imponował. Dlatego nie mogłam wprost uwierzyć, w tak niebywałe szczęście. Z nieukrywaną radością przyjęłam jego ofertę. Tym bardziej że imponował mi nie tylko jako belfer… lecz również jako mężczyzna… To zapewne dlatego, na zajęcia z nim przychodziłam ubrana nie jak uczennica, lecz jak młoda damulka – elegantka. Zawsze szpilki… dopasowane spódniczki… pończoszki… A także coś, czego nie mógł wiedzieć - koronkowa, seksowna bielizna.
Zabujałam się w nim. Ewidentnie i "na zabój" zabujałam. Toteż, gdy prawił mi komplementy, lądowałam w siódmym niebie. Gdy kładł dłoń na moim kolanie, drżałam z podniecenia, nie spodziewając się takiego zachowania. Zaskoczył mnie tym niesłychanie! Byłam wówczas najszczęśliwszą niewiastą w miasteczku... Co ja plotę?! Na świecie!
Odwdzięczałam się pochwałami:
- Tak mi miło przy panu… panie profesorze… tak lubię pana... pana słuchać... - prawiłam, spuszczając wzrok, licząc, że pan Józef będzie ...
... wobec mnie jeszcze milszy...
Oczywiście, nie zdobyłabym się na wyznanie: "kocham pana", choć te słowa nieustannie kołatały się w mojej główce.
Nie tylko w głowie, ale także w snach. Śniło mi się to, co wydawało się, nie mogło wydarzyć się na jawie, a więc na przykład to, że wyznaję mu miłość, albo nawet, że chcę mu się oddać. Śniłam, że rozbieram się przed nim powoli, tańcząc. Że zsuwam z siebie moją najlepszą sukienkę i prężę się przed nim w samej bieliźnie. Oczywiście też swojej najlepszej... A potem? Potem rozpinam przed nim stanik... zsuwam majtki...
Stojąc przed nim naga, szepczę:
- Panie Józefie... jestem twoja... należę do pana... niech pan... mnie weźmie.
Gdy następnego dnia stawiłam się u profesora, piękny sen pamietałam w detalach.
A mój nauczyciel, jak zawsze, był dla mnie przemiły.
- Jesteś piękna, moja panienko, jak cudny, rozwinięty kwiatuszek… - gładził mój policzek, jednocześnie, bardzo powoli, lecz dość pewnie, przesuwając dłoń z kolana na udo… Na udo w beżowej pończoszce, zakończonej koronką.
Zakochałam się w nim na zabój.
Podświadomie prowokowałam go. Mówiłam, że jest przystojnym i inteligentnym mężczyzną, że na pewno zdobył wiele kobiet, bo – kokietowałam – nie wyobrażam sobie, że potrafiłabym się oprzeć takiemu mężczyźnie...
Moje prowokacje przynosiły zamierzony skutek. Profesor Józef zaczął mi prawić komplementy, że jestem kobieca, że ładnie się ubieram. Bardziej chyba jednak chciał mnie rozbierać…
Wcześniej nie spodziewałam ...