Przybysz z gwiazd
Data: 04.07.2020,
Autor: EwaGreen
Swoim zwyczajem, gdy tylko dom pogrążył się w nocnej zadumie, niezauważona wymknęłam się tylnym wyjściem. Odetchnęłam kojąco chłodnym, powietrzem letniej nocny. Mimo ciemności stopy pewnie odnajdywały drogę. Wbiegłam na pobliską łąkę i położyłam się w miękkiej trawie, przyjemnie łaskoczącej nagie ramiona. Czułam jak noc przylega do mnie, przyjmuje w siebie oddając mnie pustą i lekką, pozbawioną problemów dręczących mnie za dnia. Mrok firmamentu upstrzony milionami gwiazd rozlewał się nade mną w oszałamiającą mozaikę. Uwielbiałam patrzeć w gwiazdy, jak zawsze szukałam wzrokiem tych najjaśniejszych. Kiedyś wierzyłam, że spełniają życzenia, teraz karmiłam się ich zimnym pięknem nie zostawiając sobie złudzeń.
Drgnęłam wyłapując kątem oka jakiś ruch. Zamrugałam. Niebo przecięła jasna wstęga ciągnąca się za płonącą kulą, która z furkotem przeleciała tuż nade mną. Skuliłam się dusząc gorącymi oparami. Ziemia pode mną zadrżała, a nocną ciszę rozdarł ostry huk i zgrzyt. Podniosłam się, rozglądając się oszołomiona. Obiekt upadł wprost w zagajnik rosnący na skraju polany, rozdarł drzewa łamiąc je jak zapałki i zarył się w ziemię. Dym wciąż unosił się zasnuwając blask gwiazd, jednak ogień przeniósł się na niektóre z roślin, rozpraszając ciemność. Podeszłam niepewnie kilka kroków niesiona na poły strachem i ciekawością. W kraterze tkwił roztrzaskany obły kształt podobny do gigantycznego jaja, z którego właśnie wykluło się pisklę.
Drgnęłam, gdy uświadomiłam sobie, że jest puste. ...
... Strach zmienił się w przerażenie, wiążąc mój umysł pętami paniki. Odwróciłam się zostawiając za sobą dogasające gniazdo i ruszyłam biegiem w kierunku domu. Jednak nim dotarłam do wydeptanej ścieżki, coś podcięło mi nogi. Upadłam, mimo iż trawa nieco zamortyzowała upadek, lewa kostka wykwitła bólem. Niezdarnie spróbowałam się podnieść i dopiero wtedy dostrzegłam górujący nade mną Cień. Zamarłam, czując jak przerażone serce trzepocze się w piersi, niby motyl zamknięty w garści. Cień kształtem przypominał człowieka, jednak był znacznie wyższy. Przekrzywił głowę po ptasiemu, przyglądając mi się.
Nagle otworzył oczy, pozbawione tęczówek i źrenic, ziejące białą, bezkresną otchłanią. Z mojego wyschniętego na popiół gardła wyrwał się skrzek. Ponownie spróbowałam się podnieść, jednak, gdy tylko obciążyłam kostkę ta wybuchła oślepiającym bólem. Cień pochylił się nade mną, jego twarz okolona półdługim, ciemnymi pasmami była bez wątpienia ludzka, męska. Wydatny nos, ostro zarysowane kości policzkowe i szczęka. Jednak te oczy tak puste i bezwieczne, były obce. Spróbowałam się odsunąć. Wtem jego rysy ugięły się w nienazwanym wyrazie. Wyciągnął olbrzymią, czarną dłoń i pewnie chwycił mnie za bolącą kostkę. Jęknęłam z ulgi i zaskoczenia czując jak w nadwyrężonym stawie rozchodzi się błogie ciepło, kojące ból. Jego dotyk choć zdecydowany był delikatny.
Strach przygasł gdzieś w głębi umysłu, zastąpiony irracjonalną pewnością, że Cień mnie nie skrzywdzi. Powoli wyciągnęłam dłoń, jakbym ...